[CH19] Tattoo’s Secret


Tattoo’s Secret: Rozdział 19

Dying slow seems a little boring.

A w Vancouver jak zawsze. Kiedy tylko Xiah dowiedział się, że wróciliśmy (a minął już jakiś tydzień, ten też ma zapłon), rozkazał mi natychmiast stawić się u siebie i odpowiedzieć, jak poszło. Oczywiście powiedziałem mu, jak to spuściłem wpierdol 18K, a dokładnie Chanyeolowi, który okazał się być facetem niszczącym niemal wszystkie akcje Sun On Yee w Hongkongu. Dlatego dostałem pochwałę. Wspomniałem, że Tao postanowił zostać, jednak skłamałem przy podawaniu powodu. Stwierdziłem krótko, sprawy rodzinne, nie mógł wrócić, jeszcze nie teraz. Gdy złożyłem wystarczająco długi raport, dostałem pozwolenie na odejście.
Kiedy szedłem do domu, było grubo po 23. Spodziewałem się, że po prostu wejdę do mieszkania i padnę jak trup na łóżku, ale już po chwili okazało się, że jednak nie było mi to dane. Zadzwonił Lay. Na początku go zignorowałem, ale za piątym razem każdego by szlag trafił. W końcu odebrałem, niechętnie co prawda, ale nie miałem wyboru.
– No? Co jest? – zapytałem, odpalając papierosa. Nie mogłem się tego oduczyć, a gdybym zapalił w domu, wyfrunąłbym oknem ze śladem buta Jiyoon na tyłku, więc wolałem tak nie ryzykować.
– Luhan chce cię widzieć. I porozmawiać o tym, co się tam stało – super. Tylko tego potrzebowałem. Tłuc się przez pół miasta tylko dlatego, że Luhanowi nie podobało się mieszkanie w centrum i musiał się ulokować na przedmieściach. Nie dostałem za dużo czasu na protesty, bo Lay nawet nie chciał o tym słyszeć, jedynie zapytał mnie, gdzie jestem, by mógł po mnie przyjechać. Sam pewnie też chciał Luhana zobaczyć. Wcale mu się nie dziwię. Nie jestem aż taki głupi, zauważyłem, że między nimi coś jest. Nie miałem nic przeciwko, dopóki Yixing był maksymalnie skupiony na naszym zadaniu. Na razie nic nie stawało na przeszkodzie, i ja byłem szczęśliwy, i oni.
Lay przez całą drogę wydawał się jakiś dziwnie nerwowy, niespokojny. Nie pytałem go o powód, bo dobrze go znałem. Martwił się o ukochanego, zastanawiał, czy coś mu się przypadkiem nie stało przez ten czas, gdy my byliśmy w Hongkongu. Nie odezwałem się nawet słowem, wiedząc, że kiedy Yixing jest w takim stanie, łatwo go rozdrażnić.
– Gdzie się tak spieszysz? Przecież ci nie ucieknie – nie mogłem się powstrzymać. W odpowiedzi otrzymałem poirytowane spojrzenie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że lepiej w ogóle nie otwierać ust. Nie minęło kilka minut, a Lay już parkował przed blokiem, w którym mieszkał Luhan. Nic specjalnego, takie typowe mieszkanie. Takie było przynajmniej moje pierwsze wrażenie, bo podczas gdy oni tulili się na korytarzu, ja pozwoliłem sobie wejść do środka. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się czy jest coś jeszcze co może mnie zaskoczyć. Wiedziałem że Chanyeol miał za sobą dużą grupę ludzi i nie bardzo byłem pewien czy nie będą się chcieli odpłacić za to co zrobiłem temu dziwakowi. Ale co zrobić należało mu się za to. Nawet gdybym cofnął się do tamtego miejsca sto razy, dalej bym postąpił tak samo.
Rzuciłem okiem na kąty pomieszczenia i zauważyłem że w każdym z nich stoją rośliny doniczkowe. Tak jakby tworzyły coś w rodzaju zasłony. Przez to sam salon wydawał się wypełniony dekoracjami, a gdyby ktoś chciał go przeszukać zajęłoby mu to wiele czasu. Tak samo ciężko byłoby znaleźć coś co ktoś specjalnie zamontował.
Podszedłem do jednej z doniczek i rozchylając liście figowca przyuważyłem zamontowane na cienkich łodyżkach małe urządzenie.
Bingo.
Od mocowałem podsłuch z rośliny i obejrzałem. Nie mogło należeć do Luhana, bo kto zakładałby podsłuch we własnym domu, ale nie skreślałem tej opcji. Równie dobrze mógł to zamontować by nagrać całą rozmowę z nami. Po akcji z Tao już nie wiedziałem czy aby na pewno mogę ufać komukolwiek z triady. W końcu zajebałem mu chłopaka, cholera wie co siedzi w jego głowie.
Obróciłem przedmiot w palcach dokładnie oglądając z każdej strony. Nazwa zakładu który to wykonał, wskazała tylko jedno. Zgniotłem urządzenie.
18K.

Gdy Luhan wszedł z Layem do pokoju, ja przeszukałem już wszystkie kąty i zrelaksowany siedząc na kanapie, z jedną nogą założoną na drugą, rzuciłem mu wszystkie urządzenia jakie znalazłem na stół i oparłem się jedną ręką pod głową.
– Chcesz mi coś wytłumaczyć? – spytałem unosząc jedną brew.
Luhan spojrzał na to co zostało z podsłuchów i pluskiew, a potem obejrzał się na Laya i na mnie. Lay w ogóle nie wydawał się być tym zdziwiony, a to wydawało mi się już dziwne. Nie bał się o swojego chłopaka?
– Co to jest? – spytał zdezorientowany Luhan. – Przywiozłeś to z Hongkongu?
Pokręciłem głową.
– Znalazłem to tutaj. A dokładnie tam – wskazałem na figowca. – Tam – pokazałem w kierunku zegara powieszonego po drugiej stronie. – I tam – podniosłem rękę wskazując na żyrandol. Nie pytajcie jak się tam dostałem. – I tak w kilku innych miejscach. A co najważniejsze, nie było to ani Sun On Yee ani ruch oporu. Tylko dobrze nam wszystkim znane 18K. – splotłem dłonie na swoim kolanie. Nie wiem czemu, ale wspominanie tej triady nie wywoływało u mnie żadnych uczuć. Nie było już ani strachu, ani lęku, ani tej głupiej fascynacji jaką odczuwałem przez kilka lat swojego życia, służąc w ich szeregach.
Luhan zaczął krążyć po pokoju starając się rozwikłać co takiego mogą od niego chcieć. Ja sam bardzo chętnie chciałbym to wiedzieć, bo nie wydaje mi się by powodem była zwykła niechęć między Sun On Yee a 18K. Chłopak poklepał się po twarzy i przystanął w miejscu.
– Dobra, potem się tym zajmę. Powiedz co się wydarzyło w Chinach. – rzucił, podpierając się pod boki.
Streściłem mu pokrótce, jak wyglądała nasza przygoda, nie powstrzymując się od ujmowania Tao za jego bezmyślność. Nie pominąłem także jak skończyłem z Chanyeolem i że liczba osób które chcą mnie zobaczyć martwego, tak jakby zwiększa się z dnia na dzień. A ja tylko chciałem zacząć normalnie żyć.
Ktoś zapukał do drzwi a ja prawie podskoczyłem zaskoczony. Matko, zachowuję się jak dziecko które się boi. Przeszedłem tyle i coś mnie jeszcze zaskakuje? Luhan poszedł zobaczyć kto przyszedł, a wtedy Lay się do mnie odezwał.
– Jak myślisz, gdzie jest teraz Tao? – spytał, patrząc w swoje dłonie.
Westchnąłem.
– Jeśli wciąż ma trochę rozumu i mnie posłuchał to zapewne w Hongkongu. A jeśli nie, to nie zdziwię się jak to on stoi tam właśnie za drzwiami.
– Chłopaki! Tao tu jest! – wbiegł Luhan, prawie potykając się o gruby dywan.
O ironio…
Zerwałem się by pójść i otworzyć drzwi, ale Luhan powstrzymał mnie łapiąc mnie za ramię.
– Idźcie się schowajcie. Teraz jeśli go spotkasz, to może jeszcze pogorszyć sprawę. On może się ciebie tutaj nie wiedzieć że tu jesteś, więc lepiej będzie jeśli tak pozostanie. Podejrzewam że nie jest tutaj by się napić herbatki i porozmawiać o pierdołach, więc bądźcie ostrożni. A jeśli coś, COKOLWIEK się będzie działo macie się nie mieszać. Jasne? – zażądał patrząc to na mnie to na Laya. Skinąłem niechętnie głową, wierząc że Lay także go posłucha. Chłopak tylko westchnął ale także się zgodził.
– Luhan! Otwórz! Wiem że tu jesteś! – zza drzwi dochodziły nawoływania Tao i kilka razy uderzył pięścią w drzwi. Luhan machnął ręką byśmy poszli do kuchni, bo stamtąd jest w razie czego drugie wyjście.
Idąc za Layem, Luhan jeszcze na chwilę mnie zatrzymał.
– Bez względu na wszystko, zatrzymaj Laya jeśli będzie chciał mi pomóc. On nie może się w to wplątać. Obiecaj mi.
Rozumiejąc jego intencje, kiwnąłem głową i poszedłem do kuchni, by w ślad za Layem się tam schować. Luhan tymczasem doprowadził się do porządku i wyglądając całkiem normalnie, poszedł otworzyć drzwi. Nie widziałem, co tam się działo, ale mogłem usłyszeć. Przynajmniej na razie, bo jeśli wejdą do salonu, to będę w stanie podpatrzeć co robią w lustrze, które stało naprzeciwko nie. Miałem tylko nadzieję, że Tao mnie nie zobaczy. Luhan otworzył drzwi.
– Co tu robisz? – Tao nic nie odpowiedział. Luhan próbował brzmieć, jakby nie był przestraszony i jakby w ogóle niczego nie ukrywał, ale niekoniecznie mu to wychodziło. Cholera, człowieku, bądź bardziej przekonujący…
– Dobrze wiesz, co tu robię. Gdzie oni są? – już wyobraziłem sobie ten zakłopotany uśmiech, który w tym momencie pojawił się na ustach chłopaka.
– Przykro mi, ale nie wiem, o czym… – obaj usłyszeliśmy strzał. Lay prawie krzyknął, ale w porę zakrył sobie usta i zamknął oczy. Najpierw spojrzałem na niego, a potem w lustro. Luhan stał oparty o szafę, przyciskając dłoń do rany na boku. Cały czas wyglądał na zdziwionego, chociaż wiedziałem, że nie był. Wiedział, że tak bedzie.
– Przestań pierdolić i po prostu mi powiedz, bo to się skończy jeszcze gorzej. Nie wierzę, że do ciebie nie przyszli – Tao nie widziałem, musiał stać dalej. Lay nawet bał się spojrzeć. Wyglądało na to, że pamiętał o tym, o co prosił go Luhan. Ja też pamiętałem i mam zamiar otrzymać tej obietnicy.
– O co ci chodzi? Kto? – w tym momencie serio wolałbym, żeby mu po prostu powiedział, bo nawet nie brzmiał przekonująco. Tao mu nie wierzył. A ta cała gra sprowadzi na niego jeszcze większe kłopoty.
– Przestań udawać, bo widać, że kłamiesz. Powiedz mi, gdzie oni są i pójdę – zauważyłem, że teraz zamiast zdziwienia, szoku i Bóg wie czego tam jeszcze na twarzy Luhana jest spokój. Chyba zrozumiał, że jego plan nie do końca się udał. Ale nie powie mu. Chociaż tak byłoby najlepiej.
– Nawet, jakbym ci powiedział, to co by ci to dało? Myślisz, że się ciebie nie spodziewają? – zapytał z uśmiechem. Chciał go zdenerwować jeszcze bardziej i nie rozumiałem, co miał zamiar tym osiągnąć. Było nas dwóch, mogliśmy zaskoczyć Tao, bo pewnie nie podejrzewał, że jesteśmy tuż obok. Ale Luhan powiedział wyraźnie, że nie mamy się w to mieszać i przynajmniej ja nie miałem zamiaru. Lay pewnie miał o tym inne zdanie.
– A co tobie da ukrywanie ich? Tak bardzo chcesz umrzeć? Wiesz, co wtedy będzie? Yixing wpadnie w szał i sam zacznie mnie szukać. Przemyśl to – kusiło mnie, żeby tam wyjść i po prostu złoić mu tyłek. Naprawdę chciałem to zrobić i byłem pewny, że Lay też. – To jak? Powiesz mi? Tak będzie lepiej.
Luhan westchnął i spojrzał na niego z szerokim uśmiechem.
– Tao… pierdol się – przez chwilę było cicho. Aż za cicho. Tao przetwarzał właśnie usłyszaną informację długo nawet jak na niego. Odwróciłem wzrok, żeby tego nie widziec. Chwilę później padł następny strzał. Po nim kolejny. I jeszcze jeden. Lay wstał i ruszył w stronę wyjścia, ale przytrzymałem go i zakryłem usta dłonią, żeby nie mógł krzyknąć. Jeszcze przez moment mi się wyrywał, ale potem sam spojrzał w lustro i przestał. Co sprawiło, że jeszcze bardziej bałem się sprawdzić, co tam się stało.
– Mogłeś mi powiedzieć. Nie musieliśmy tego tak kończyć – po raz kolejny usłyszałem głos Tao. Luhan mu nie odpowiedział, więc kontynuował. – To był twój wybór… dlaczego? – znowu cisza. Ale trwała tylko chwilę.
– Bo mi zależy – zrobiło mi się słabo, kiedy Luhan się odezwał. Ledwo go słyszałem, jego głos był słaby i zachrypnięty. Na kilka sekund przed oczami stanął mi Sehun. Ten obraz tak wwiercił mi się w mózg, że pewnie zostanie w nim już do końca życia. Oprzytomniałem dopiero, gdy Tao znowu coś powiedział.
– Na nich? – prychnął. – A uważałem cię za inteligentnego człowieka.
Miał rację. Mogłem go nie posłuchać, mogłem pomóc, mogłem chociaż puścić Laya, bo byłem pewny, że on by tą sprawę załatwił szybciej niż ja. Zrobiłem to dopiero, gdy usłyszałem trzask drzwi, świadczący o tym, że Tao nie miał zamiaru przeszukiwać mieszkania i postanowił uciec. Sam siedziałem na podłodze i patrzyłem na jeden punkt przed sobą. Nie miałem odwagi tam iść, chociaż musiałem.
Zacisnąłem pięść, chcąc jakoś się opamiętać i przestać drżeć. Nie mogłem się doprowadzić do załamania. To co stało się Luhanowi to po części moja wina. Ale ja mu obiecałem, do cholery, obiecałem że jak Tao go zajebie, to będę stał i nic nie zrobię. Jak chore to było? Równie dobrze mogliby mnie teraz w sądzie skazać za współpracę w morderstwie, nawet jeśli taka była wola ofiary.
Podniosłem wzrok na Laya, który stał w przejściu i tępo patrzył na ciało leżące na ziemi. Nawet gdybym chciał sobie wyobrazić co teraz czuł, nie potrafiłem. Nie mogłem znieść myśli torturowanej Jiyoon, a co dopiero gdyby została zabita. Wielkim ciosem dla niego musiał być fakt, że to co robił z Luhanem zaledwie 45 minut temu było jego pożegnaniem.
– Lay… ja…
– Nie odzywaj się do mnie. – szepnął cicho i ruszył przed siebie niczym napędzany prądem. Widząc jego nagłą reakcję wstałem by ruszyć za nim, ale gdy tylko dostrzegłem Luhana, zatrzymałem się w pół kroku. Ten widok odrzucił mnie do tyłu i z całych sił powstrzymałem się od uronienia łez. Pociągnąłem nosem i zasłoniłem usta dłonią. Nie mogłem płakać w takiej chwili. Wiem, że Luhan by tego nie chciał.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Jiyoon.
– Przyślij ekipę sprzątającą. Straciliśmy jednego z nas. – powiedziałem powoli i cicho, wiedząc że mówiąc głośniej załamie mi się głos od emocji.
Zostawiając Luhana samego, ruszyłem za Layem. Nie mogłem stracić kolejnego przyjaciela.

~ - autor: shizzuo w dniu 19 czerwca, 2014.

Dodaj komentarz

 
EXO Poland Fanfiction

Blog poświęcony polskim opowiadaniom o EXO

EXO Poland

Blog polskiego fanklubu EXO

B.A.P Poland

Pierwszy polski fanpage poświęcony B.A.P