[CH22] Tattoo’s Secret


dalej żyjemy |D

Tattoo’s Secret: Rozdział 22

Do you feel the chill clawing at the back of your neck?


Okej. Okej. Wszystko w porządku. Naprawdę.
Świadomość że zostanę ojcem, wcale mnie nie rozpraszała podczas najważniejszej misji w jakiej się znalazłem od dłuższego czasu. To nie tak, że jeśli pomylę się choćby o jedną myśl, to możemy zostać rozpierdoleni w powietrze. Nie, spoko, dzięki za troskę.
Westchnąłem głęboko i przetarłem oczy. Zico wszedł pierwszy, żeby nie tracić czasu gdy ja rozmawiałem z Jiyoon. Ignorując ciekawskie spojrzenie Tao, wszedłem do dużego pomieszczenia, w którym znajdowały się stoliki dla klientów i przy końcu stała lada dla kelnerów i szefa. Na szczęście, dzisiaj nie było dużego ruchu, co zdecydowanie ułatwiało mi i innym pracę. O wiele łatwiej będzie się ich stąd pobyć zanim nastąpi detonacja.
Zacząłem iść jednym z korytarzyków między stolikami, udając że przyszedłem tutaj w sprawach nie mających nic wspólnego z “zabić” i z “Xiah”. Czułem jak Lay i Tao za mną podążają i mimo, że staraliśmy się być wyluzowani, napięcie i tak wisiało gdzieś w powietrzu. W końcu niecodziennie przeprowadza się akcję unicestwienia szefa jednego z najniebezpieczniejszych ugrupowań.
Kiwnąłem głową na powitanie szefowi kuchni, co zrobiła też pozostała dwójka, nim zniknęliśmy za drzwiami prowadzącymi w górę budynku. Dokładnie tam właśnie znajdował się Xiah i jego najbliższa świta. Naszym pierwszym zadaniem było zrobienie czegoś, co ich zatrzyma na górze tyle, by nie mieli szans na ucieczkę.
Stojąc przed wielkimi czerwonymi drzwiami, powstrzymałem się od zerknięcia w tył. Nad nami była kamera i jeden podejrzany ruch wystarczył, by w środku czyhała na nas śmierć. A to nie na nas miała być pułapka. Uniosłem dłoń i zapukałem, czekając aż ktoś odpowie. Bądź otworzy drzwi. Jednak przez dłuższą chwilę nic takiego się nie stało. Trochę zdziwiony zapukałem ponownie, dalej starając się po sobie nie poznać, że “HEJ POWINIENEŚ TU BYĆ, CZEKAMY, ZEGAR TYKA, OTWIERAJ”.
Przeczuwając, że Xiah mógł się czegoś domyślić i mieć podejrzenia, odwróciłem się i wzruszyłem ramionami.
– Pewnie spotkanie się skończyło. – zacząłem, nasłuchując jakichś zmian wewnątrz.
Tao nie zrozumiał o co mi chodzi, ale za to Lay podłapał wątek.
– Trzeba będzie do niego zadzwonić, mogliśmy to zrobić na początku a nie targać się tutaj z drugiego końca miasta. – powiedział, wyciągając z kieszeni telefon.
A wtedy drzwi się otworzyły. A ja ukrywając uśmiech i jednocześnie strach, odwróciłem się z powrotem i ciekawskim wzrokiem spojrzałem na jednego z najbliższych pomocników Shan Chu.
Wpadli w pułapkę, ale co ważniejsze i gorsze – Xiah coś wiedział. Nigdy się jeszcze tak nie zachowywał wobec nas, ale zawsze to robił gdy chciał sprawdzić swoje pionki. Tyle że my się nie damy zwieść.
– Co jest takiego ważnego, że przerywacie w spotkaniu? – spytał Xiah, siedząc znudzony po drugiej stronie długiego stołu.
– Znaleźliśmy go.
Shan Chu uniósł brwi, nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi.
– Rozwiń myśl jeśli możesz.
Przysiadłem po drugiej stronie stołu i założyłem nogę na nogę, wyglądając na tak zrelaksowanego jak tylko mogłem.
– Pamięta Pan naszą rozmowę na pogrzebie? – spytałem, udając niesamowicie dumnego. – Znaleźliśmy go. Osobę odpowiedzialną za spisek.
Xiah nagle wstał zainteresowany tymi słowami. Wiedziałem że to jedyna informacja która mogła go podburzyć, doprowadzić do stanu w którym straci ostrożność i skupi się tylko na tym.
Widząc że jego prośba jest oczywista, odwróciłem się w stronę Laya.
– Wprowadź go.
Chłopak ukłonił się Shan Chu i miał wyjść, gdy głos Xiah go zatrzymał.
– Niech pójdzie z tobą Mengyao. Przyprowadzenie tu tej osoby w pojedynkę zapewne będzie trudne.
Zmarszczyłem brwi, podchwytując ten podejrzliwy ton.
– Ma Pan rację, mógł się już wybudzić i nie będzie przyjemnie j zwieje. – zareagowałem nim zauważył jak bardzo mnie jego rozkaz wytrącił z opanowania. Lay i Mengyao wyszli, zamykając za sobą drzwi. Lay sobie poradzi. Musi.
Bo, można powiedzieć że teraz nadchodziła najtrudniejsza część. Poprzez “go” miałem na myśli środek obezwładniający, który przedostanie się tutaj wentylacją. Cały tydzień kombinowaliśmy jak zablokować wywietrzniki w restauracji, by nie ucierpiała podczas przeprowadzania akcji. W końcu się udało.
– Wytłumacz mi, jak do tego doszedłeś? – zapytał Xiah, wytrącając mnie z zamyślenia i usiadł na krześle. Wydawał się być specjalnie zainteresowany faktem, że jego osobiste śledztwo nic nie wykazało, a ja nie mając takiej władzy dałem radę to zrobić.
– Są miejsca, do których sam Shan Chu nie ma dostępu. – powiedziałem starając się nie przerywać kontaktu wzrokowego. Przecież nie mam nic do ukrycia, nie?
Xiah przez dłuższą chwilę mi się przyglądał, po czym spojrzał na Tao.
– Szybko ci wybaczył, jak widzę. – rzucił uśmiechając się od ucha do ucha. Wybaczył… co?
Spojrzałem na Tao który momentalnie zgarbił się na krześle próbując uciec przed moim wzrokiem. Zmarszczyłem brwi i przeniosłem swój wzrok z powrotem na szefa.
– Ah, ty nie wiesz? – zaśmiał się jakby dokładnie przewidując moją reakcję. – Ten incydent, gdy ktoś doniósł do mnie, że jesteś zdrajcą. Pamiętasz? To wtedy gdy moi ludzie prawie cię rozczłonowali. – dodał uśmiechając się zadowolony z tej złości którą we mnie pobudzał. – To właśnie był Zitao. To on mi o wszystkim powiedział.
Nie odpowiedziałem nic.
Powstrzymałem się od odpowiedzi jak i od ukazania emocji na mojej twarzy. Byłem zły, ba, wkurwiony. Ale do tego pewny, że gdy stąd wyjdziemy Tao czeka piekło.
– Jak dobrze że i tak dzisiaj zginiemy. – mruknął Tao, co nie umknęło uwadze szefa. Jak i mojej. Obaj na niego spojrzeliśmy, a ja w myślach przeżegnałem się. I dodałem notatkę do piekła dla Tao. „ZERO LITOŚCI”.
– Co to ma znaczyć, Zitao? – spytał spokojnym głosem Xiah, jednak można było wyczuć tę fale gniewu pod powierzchnią niewzburzonej postawy.
A wtedy zgasło światło.
Zdziwiony wstałem od stołu, i rozejrzałem się dookoła. Wszędzie było ciemno i dopiero po chwili mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności.
Coś poszło nie tak jak powinno.

Lay POV

Spojrzałem na faceta, którego Xiah wysłał ze mną do „pomocy”. Kilka razy mijałem go w korytarzach, kiedy jeździłem między bazą, a miejscami misji. Był jednym z jego najwierniejszych i najbardziej oddanych Hung Kwan, więc opcja ocalenia go i przekonania do opozycji nie wchodziła w grę. A tym bardziej nie wchodziła w przypadku mojego osobistego planu.
Otworzyłem drzwi do schodów prowadzących do piwnicy. Mengyao nie chciał pozwolić mi iść z tyłu więc musiałem coś wymyślić. Schodząc po schodach, rozpatrywałem różne możliwości. Podcięcie mu nogi i zawieszenie na zwisającym z sufitu kablu. Przytrzaśnięcie znajdującymi się na dole drzwiami i rozbicie czaszki stojącą obok deską drewna. Lub zwykłe wyciągnięcie pistoletu z kabury i strzelenie mu prosto w głowę. Problem polegał na tym że ostatnia opcja mogła ściągnąć niepotrzebną uwagę.
Ale czwartego rozwiązania się nie spodziewałem, gdy to on zaatakował pierwszy. Wyciągnął z kieszeni nóż i zamachnął się nim na mnie. Z powodu późnego zorientowania, drasnął mnie w ramię. Złapałem się za zranione miejsce, czując pod palcami krew.
Odwróciłem się do niego przodem, czekając na kolejny atak. Gdy się na mnie rzucił, oparłem atak, zrzucając go ze schodów w dół. Potoczył się po podłodze, zatrzymując się na stojących na drugim końcu pomieszczenia szafkach. Zbiegłem, śpiesząc się go dopaść zanim podniesie się na tyle by móc mnie zaatakować. Niestety, dłoń która była bliżej mnie trzymała nóż, więc gdy znowu nim we mnie wycelował musiałem się cofnąć. Zamachnął się jeszcze kilka razy, prawie przypierając mnie do ściany, od której na szczęście wiedziałem jak uciec.
A wtedy wbił nóż w kable odpowiedzialne za oświetlenie i pokój ogarnęła ciemność.
Jasna cholera.
Starając się wyczuć grunt pod nogami i przy tym robiąc jak najmniejszy możliwy hałas, cofnąłem się do tyłu, szukając podparcia. Straciłem czujność przez co poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę i usłyszałem ciężki oddech przy kolejnym zamachnięciu się nożem.
Ale cios nie nadszedł.
– Nie mogłeś zacząć się bić i wyjebać światło po wprowadzeniu do obiegu gazu? Znacznie by nam to wszystkim ułatwiło sprawę.
W świetle dochodzącym z latarki w telefonie zobaczyłem Zico, trzymającego nóż wbity w czaszkę Mengyao. Martwa dłoń zsunęła się mojego nadgarstka, bezwładnie zwisając obok ciała.
– A ty nie mogłeś być bardziej delikatny? – spytałem wskazując na nieżyjącego gangstera.
Zico zerknął na ciało i z nieprzyjemnym dźwiękiem wyciągnął nóż.
– Wtedy nie byłoby zabawy. – odpowiedział, wycierając ostrze o nogawkę spodni. Potem mu się dokładnie przyjrzał i schował do kieszeni.
– Masz odpowiedź na swoje pytanie – rzuciłem wyciągając swój telefon i włączając w nim latarkę. Rozświetliłem sobie drogę, kierując się w miejsce gdzie najłatwiej będzie mi zaaplikować gaz.

Kris POV

Wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni i spojrzałem na ekran. Wiadomość od Laya mówiła, że zadanie wykonane. Może nie dosłownie, bo napisał to specjalną wiadomością mówiącą coś kompletnie innego, ale umówiliśmy się na taką treść. Kątem oka spojrzałem w miejsce gdzie stał Tao i zauważyłem że on także wyciągnął telefon i odczytał wiadomość.
Shan Chu i wszyscy obecni Hung Kwan zaczęli głośno rozmawiać, zaalarmowani zaistniałą sytuacją. Zaczynało się robić nieciekawie i zauważyłem że większość będzie chciała zaraz opuścić pomieszczenie. Wiedząc że dokładnie za chwilę w pokoju gaz znieczulający nabierze objętości i zadziała, wyciągnąłem chusteczkę zapobiegająca działaniu gazu i przytknąłem do ust i nosa. Wycofałem się w tył, chcąc znaleźć się jak najbliżej drzwi.
Ci, którzy byli najbliżej wywietrzników wentylacyjnych, zaczęli się słaniać na podłogę, najpierw upadając na kolana.
W grupie ludzi przyuważyłem wzrok Xiah. Gaz zaczął do niego niego docierać, co utrudniało mu oddychanie.
– Więc to jednak ty. – powiedział zwracając na mnie całą swoją uwagę. Swoją i pozostałych pomocników. – Przez cały ten czas mnie zwodziłeś! – krzyknął, nie powstrzymując złości. – I ty Zitao! Obaj! Kto jeszcze jest w to zamieszany?!
Głupkowato wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się za chusteczką.
– Ograniczaj powietrze Panie. Inaczej się to źle skończy. – odparłem, cofając się jeszcze bardziej. Dotarłem do drzwi i otworzyłem je, w idealnym momencie.
Spokojnym krokiem do środka wszedł Zico, z maską na twarzy. Wiedziałem że się uśmiechał i wiedziałem jak bardzo był z tego zadowolony. Patrzył z dumą jak jeden za drugim padają na podłogę. Odwrócił się w moją stronę, jakby od samego początku wiedział że będę stał w tym miejscu.
– Macie 15 minut na ucieczkę. Zalecam rozpoczęcie jej w tym momencie. – rzucił, znowu patrząc w przód, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Czułem jak przewierca wzrokiem naszego Shan Chu na wylot. Ah, pardon. Naszego byłego Shan Chu.
W pierwszej chwili ruszyłem do wyjścia, ale zatrzymałem się w pół kroku i złapałem Zico za ramię. Gdy chciałem się odezwać, uprzedził mnie.
– Nie. Uciekasz. Teraz. Ten odważny już pobiegł – zadrwił i ściągnął moją rękę ze swojego ramienia. Rozejrzałem się, zauważając że faktycznie, Tao już nie ma.
Nie wiedząc co jeszcze powiedzieć, zwyczajnie się oddaliłem, pozwalając sobie na jedno spojrzenie.
By zobaczyć jak Xiah upada na ziemię.

– Gdzie jest Kris?! Czemu go z tobą nie ma?! Dlaczego jesteś sam?!
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc te krzyki i wyobraziłem sobie tę cierpiącą minę Tao i usłyszałem po chwili jak marnie chciał się wytłumaczyć. Nie bawiąc się w pukanie, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Ulicę od restauracji znajdował się budynek, pod którym utworzyliśmy swoją “małą” kryjówkę. Przestronne pomieszczenie bez ścian działowych, wypełnione urządzeniami z obrazem, przechwytywaniem dźwięku, namierzaniem i kontaktowaniem się z poszczególnymi uczestnikami misji. Używanie takiej tymczasowej kryjówki było o wiele bezpieczniejsze niż używanie tego samego miejsca w którym spotykaliśmy się na obmyślenie planu.
– Przybył sam, bo bał się zostać ze mną, bez nikogo innego w pobliżu. – rzuciłem oskarżycielskim tonem, zapowiadając mu że nie zapomniałem tego co mi powiedział Xiah. Tao momentalnie zesztywniał, bojąc się odwrócić i spojrzeć mi prosto w twarz. Przez głowę mi przeleciało, że zamiast Zico mogliśmy wysłać na wybuch jego.
Podszedłem bliżej, czując jak Jiyoon po chwili wślizguje mi się w ramiona i mocno przytula.
– Myślałam że coś poszło nie tak. – mruknęła przytłumionym głosem. Samo zamartwianie się mną może się na niej teraz źle odbić. Nie chciałem żeby tak się działo. I dlatego Xiah musi zginąć. Musi się skończyć ta zabawa. Bo wcale nie przynosi szczęścia.
Uśmiechnąłem się.
– W moim przypadku nigdy nic nie idzie nie tak. – odparłem. I miałem nadzieję że już nigdy więcej nie będę poddawany takim testom. No, pora się wziąć do roboty. – Co z ludźmi postronnymi? – spytałem, wyswobadzając się z objęć Jiyoon i ruszyłem by usiąść przy Jiro, który cały czas utrzymywał kontakt z Zico poprzez nadajnik.
– Lay wszystkich wyprowadził. Myślą że nastąpiła awaria prądu. To może nam pomóc, wciśniemy historyjkę o podpaleniu się przewodów elektrycznych i wybuchu przetrzymywanych w piwnicy butli gazowych. – odparł ściągając słuchawki i przełączając odbiór na głośniki.
– Jak się trzymasz? – spytałem, kierując mikrofon w swoją stronę.
– O proszę, dotarłeś. – zauważył wspaniałomyślnie Zico, wydając się być trochę znudzony. Ale nie wyczułem u niego ani grama strachu. – Jeszcze żyję, siedzę i się nudzę, patrząc w jaki niesprawiedliwy sposób oszczędzamy im cierpienia. Gaz ulotnił się jakieś 5 minut temu.
O to też był spór. Nie mogliśmy się dogadać wobec tego jak zebrać całą grupę i utrzymać ich w budynku, bez wzbudzania podejrzeń, do czasu detonacji. To był jedyny sposób, dzięki któremu mieliśmy gwarancję, że nie uciekną. Ale też nie poczują nic. Nie będą świadomi że umierają. Dlatego było to tak bardzo niesprawiedliwe.
– Ile zostało?
– Dwie minuty – odparł natychmiastowo. Mogłem się założyć że w myślach odliczał sekundy do swojej śmierci. Nie myślał o niczym innym. Dobre wspomnienia mogły go doprowadzić do żałowania swojej decyzji, a złe które dotyczyły w większości Xiah, co przytłoczyłyby go niesprawiedliwością. Jakie to musi być trudne, jedyny sposób w jaki mógł się uwolnić od Sun On Yee, była natychmiastowa śmierć z ich dowódcą.
Zajęło mi trochę zanim w końcu się odezwałem.
– Wiesz że nie musisz tego robić? – podsunąłem, bardzo chcąc by się zgodził, zostawił tam ładunki i uciekał. Już zbyt wiele ludzi zginęło w imię tej sprawy. Sam zbyt wiele ich zabrałem. – Możemy to rozwiązać inaczej…
W głośnikach rozbrzmiał jego śmiech, który sprawił że wszyscy w pomieszczeniu się spięli. Nikt nie mógł pojąć jak on mógł się w takim momencie śmiać.
– Miło cię było poznać stary. Pamiętaj o bajeczkach na dobranoc.
– Zico…
– O! Patrzcie kto się budzi.
Wszyscy rzucili się do ekranu, który był transmitowany z małej kamery przeczepionej do guzika kurtki. Jakoś nadawanego obrazu pozostawiała wiele do życzenia, ale wszystko co musieliśmy zobaczyć, było widoczne. W ekranie widać było tylko centrum pokoju, widok z dołu, tak jakby Zico siedział po turecku na podłodze.
Xiah oparł się na łokciach i podniósł głowę, patrząc prosto na Zico.
– Nasz Wielki Shan Chu. Jak się czujesz w ostatnich 30 sekundach swojego życia? – spytał z drwiną Zico, zaczynając się śmiać. Chyba jednak będzie miał z tego jakąś satysfakcję.
– Pożałujesz…- odezwał się po chwili niemrawo Xiah, ledwo się trzymając na rękach. Zico nie dał mu dokończyć.
– Po śmierci nie ma żalu.
I wtedy nastąpił wybuch.
A na każdym ekranie pojawiły się dwa słowa, które wypełniły całe pomieszczenie ciężką ciszą.
“BRAK POŁĄCZENIA”
Nie było tam nikogo, kto nie patrzyłby w tamtej chwili na ekran. Tylko ta cisza. Ta cholerna cisza. Nikt nie śmiał nic powiedzieć, chyba nawet nie było słów, które opisałyby to, co czuliśmy. Dopiero po paru sekundach poczułem, jakby uderzył we mnie co najmniej pociąg towarowy. Kompletne oszołomienie, przez chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem, gdzie jest góra a gdzie dół. Wszystko wydawało się wirować, nie widziałem nic poza tym pieprzonym napisem. A potem… dziwne uczucie. Jakby połączenie ogromnej ulgi, złości i pustki. To w ogóle możliwe?
Najwidoczniej.
Położyłem drżące dłonie na biurku i oparłem się na nim, żeby wstać z krzesła. Nogi miałem jak z waty, każdy krok mógł sprawić, że po prostu się pode mną ugną. Dopiero teraz zauważyłem, że ludzie naokoło świętują. Nic jednak nie słyszałem. Spojrzałem na Tao i Laya stojących po mojej prawej, nie mogłem jednak wyłapać, o czym rozmawiają. Oszalałem już do końca? Zrobiłem kilka kroków do tyłu, zatrzymując się dopiero, gdy moje plecy trafiły na ścianę. Ciągle przetwarzałem to, co się właśnie stało, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Byłem jednocześnie zły na siebie, że nie dało się tego zrobić bez ofiar po naszej stronie i szczęśliwy, że to już koniec.
Właśnie.
To koniec.
Zauważyłem, że Jiyoon idzie w moją stronę. Sądząc po jej minie, musiałem okropnie wyglądać. Uśmiechnałęm się do niej i objąłem ją mocno, kiedy mnie przytuliła.
– Chcę coś od ciebie usłyszeć – szepnęła. – Powiedz, że teraz wszystko będzie w porządku. Będziemy żyć jak normalni ludzie, bez strachu o nic. Powiedz, że to już koniec, że już nic złego się nie stanie. Obiecaj mi to, proszę – czułem i słyszałem, że płacze. Przecież na niej też to wszystko się strasznie odbijało. Tak samo, jak na reszcie, jeśli nie gorzej. Westchnąłem i pocałowałem ją w czubek głowy.
– Obiecuję. Już wszystko będzie dobrze – zapewniłem. Spojrzałem nad jej głową na Tao, który… też na mnie patrzył. W sumie to na nas. Widziałem ból w jego spojrzeniu, chyba w tym momencie uświadomił sobie, że definitywnie przegrał. I dobrze. Patrz. Ma boleć.
Gdy tylko Jiyoon się ode mnie odsunęła, odciągnięta na bok przez szczęśliwą i zapłakaną Gayoon, ruszyłem w jego kierunku. Niezbyt delikatnie złapałem go za ramię i pociągnąłem w stronę wyjścia.
– Masz mi sporo do wyjaśnienia. Ale najpierw powiedz: czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo masz teraz przejebane? – spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem i pokiwał głową. To mnie zaskoczyło. Spodziewałem się po nim błagania o litość czy czegoś w tym rodzaju. Czyżby w końcu uświadomił sobie, że robił źle?
Po chwili ciszy otworzyłem drzwi i wypuściłem go pierwszego. To będzie ciekawa rozmowa.

~ - autor: shizzuo w dniu 26 lipca, 2015.

Dodaj komentarz

 
EXO Poland Fanfiction

Blog poświęcony polskim opowiadaniom o EXO

EXO Poland

Blog polskiego fanklubu EXO

B.A.P Poland

Pierwszy polski fanpage poświęcony B.A.P