[CH21] Tattoo’s Secret


będzie MBMP, spokojnie XD ale jeszcze nie ma sooooooooł

Tattoo’s Secret: Rozdział 21

Don’t go ’round tonight, well it’s bound to take your life.


Zaraz po pogrzebie poprosiłem Tao, by poszedł z nami na spacer. Chciałem raz na zawsze rozwiązać tą kwestię, a on się zgodził, nieświadomy tego, że wiemy o wszystkim. Szliśmy powoli pustą, cienką uliczką, my dwaj z przodu, a Lay dreptał za nami, jakby chciał mu wbić nóż w plecy. Tak, jak jemu zrobił to Tao. Przez pierwsze kilka minut byliśmy cicho. Żaden z nas nie wiedział, jak zacząć temat.
– Nie posłuchałeś mnie. Kazałem ci zostać w Hongkongu – stwierdziłem, gdy cisza stała się wręcz przytłaczająca. Tao westchnął i przeczesał włosy palcami. Dobrze grał. Gdybym nie wiedział, że się zgrywa, to bym go o to nawet nie posądził.
– Wiem… przyleciałem, kiedy tylko się usłyszałem, co się stało. Dwa dni temu. Nie mogłem tego tak zostawić – rzekł, nawet na mnie nie patrząc. Patrzył przed siebie. Gdyby spojrzał mi w oczy, wyczułbym kłamstwo i on też dobrze to wiedział, dlatego właśnie unikał kontaktu wzrokowego ze mną. Uniosłem brwi do góry i też spojrzałem na chodnik przed nami.
– Usłyszałeś, tak? Od kogo? – splotłem dłonie za plecami, pokazując Layowi trzy palce z nadzieją, że zrozumie. Trzeba było go obezwładnić i przesłuchać, chociażby tutaj.
– Plotki szybko się rozchodzą. W Hongkongu już wiedzą, że źle się tutaj dzieje – stwierdził Tao. Dwa.
Jeden.
Odsunąłem się, w tym samym momencie Lay z prędkością błyskawicy doskoczył do nas. Lewe przedramię oparł na karku Tao, przyciskając go przodem do ściany, prawą ręką wyjął pistolet zza paska i przyłożył mu go do skroni. Stanąłem z boku i odpaliłem papierosa, wiedząc, że to zajmie dłużej niż przewidywałem.
– Kurwa, co ty robisz?! Ochujałeś?! – Tao próbował się wyrwać, ale tutaj nawet jego wushu mu nie pomoże, bo Lay mocno go trzymał. – Puść mnie! O co ci chodzi?!
– Kto zabił Luhana? – nawet mnie zaniepokoiła stanowczośc w głosie Yixinga. Jak już przyjdzie co do czego to nie będzie się pierdolił. Chciał się zemścić, a nie dać mu nauczkę. Wydawało się, że Tao na moment się uspokoił, a potem znowu zaczął się wyrywać.
– Właśnie próbuję się dowiedzieć. Puść mnie.
– Kto go zabił?
– Yixing, nie dowiem się, jeśli…
– KTO?! – tym razem Lay krzyknął. Wszyscy znaliśmy odpowiedź, z tym, że Tao cały czas nie wiedział, że złapaliśmy go na gorącym uczynku. Z trudem odwrócił głowę i spojrzał na mnie, chcąc zacząć błagać mnie o pomoc. Ja jedynie uśmiechnąłem się i wyjąłem ciągle tlącego się papierosa z ust. A potem mocno przycisnąłem go do jego szyi. By zabolało jak najmocniej. Nie obchodziło mnie to, że krzyczy i że ktoś może go usłyszeć. Miał cierpieć.
– Byliśmy tam cały czas, głupi chuju. Na własne oczy widziałem, jak go zastrzeliłeś. A ty nawet się nie zorientowałeś – przyznałem, czekając na jego reakcję. W parę sekund przez jego twarz przewinęło się mnóstwo emocji, od zdziwienia, przez niedowierzanie, na panice kończąc. Ponownie spróbował się wyrwać, ale Lay zasadził mu z kolana w plecy i przeładował broń. Tao, słysząc to, zaczął mnie błagać o pomoc.
– Ge… ge, proszę, porozmawiaj z nim… to nie było tak, jak myślicie, proszę, pozwólcie mi się wytłumaczyć, błagam…
– Ja już wystarczająco dużo usłyszałem z twojej strony – odwróciłem się od nich plecami, nie chcąc na to patrzeć. Ale wtedy powiedział coś, co sprawiło, że zwątpiłem w słuszność swojej decyzji.
– To twój ojciec! On mi kazał! Miałem wybrać! Luhan albo Jiyoon! Albo oboje!
Przełknąłem ślinę i zanim Lay zdążył pociągnąć za spust, wyrwałem mu pistolet z ręki. Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Puść go.
– Ge, chyba nie mówisz poważnie.
– Powiedziałem, że masz go kurwa puścić, głuchy jesteś? – może i byłem trochę za ostry, ale w tym momencie nie myślałem racjonalnie. Lay patrząc na mnie podejrzliwie zabrał ręce od Tao i cofnął się kilka kroków, jakbym zaraz miał wyciągnąć pistolet i strzelić mu w serce.
Tao odepchnął się od ściany i wytrzepał ubranie. Obejrzał się na Laya, upewniając sie że to nie jest żadna gierka i potem ponownie spojrzał na mnie, wyczekując dalszego obrotu sprawy. Nawet na niego nie patrząc skierowałem się do wyjścia z uliczki.
– Jedziesz ze mną. – powiedziałem krótko, nie czekając na odpowiedź.

Całą drogę do domu i ja i Lay pilnowaliśmy każdego ruchu jaki zrobił Tao. Każde jego drgnięcie na tylnym siedzeniu samochodu było podejrzane. Wydawał się być całkiem spokojny, ale wiedziałem że wewnątrz jest wręcz przerażony tym że zrobi jeden zły ruch i nie będę się nad nim litował bez względu na to co powie.
Chociaż to co powiedział prawie wywołało u mnie zatrzymanie pracy serca.
Nie miałem pojęcia czemu mój ojciec chciał śmierci Luhana. Czy Jiyoon. A tym bardziej dlaczego wyznaczył do tego zadania Tao. Miałem dziwne przeczucie że to ja jestem tego powodem, ale skąd mógłby wiedzieć że te osoby były dla mnie ważne?
W mieszkaniu niespecjalnie dbałem o to by prawidłowo ugościć Tao. Po prostu wrzuciłem go do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Oby wszystko mi ładnie wyśpiewał, inaczej już z tego pokoju nie wyjdzie. Na szczęście Jiyoon nie było, bo nie wiem czy miałbym w sobie tyle siły by wstrzymać się od wyrzucenia Tao przed okno gdyby tylko na nią spojrzał.
Przyciągnąłem sobie krzesło, usiadłem zakładając nogę na nogę i splotłem palce dłoni na kolanie. Wbiłem spojrzenie w Tao, który rozglądał się po pokoju, tak jakby pierwszy raz go widział. Albo szukał możliwych broni, które będą mu mogły posłużyć w razie gdybym znowu go zaatakował. Znałem ten pokój w każdym milimetrze i wiedziałem że nie znajdzie nic, jeśli wcześniej mu o nich nie powiem.
– Pytanie pierwsze – zwróciłem na siebie jego uwagę i zobaczyłam jak spina mięśnie ramion. Może się denerwował? – Dlaczego to zrobiłeś? – spytałem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Ah, Ge. – westchnął chłopak – Pytałeś już o to. Powiedziałem ci czemu. Twój ojciec kazał mi wybrać. Albo Luhan, albo Jiyoon. W przeciwnym wypadku zabije oboje. A dobrze wiesz że nie mogłem pozwolić żeby tknął Jiyoon. –wbił wzrok w podłogę. – Nie wybaczył bym sobie tego do końca życia. – szepnął bojąc się podnieść głowę.
Parsknąłem.
– Dosyć szybko wybaczyłeś sobie to co zrobił jej Chanyeol. Jestem pod wrażeniem twojego oddania. – warknąłem sarkastycznie. Boże, robi się ze mnie jakiś tępy zazdrosny samiec. Ale nie mogłem znieść jego ust wymawiających jej imię, po tym co się wydarzyło w tamtym magazynie. – Kolejne pytanie: Jak?
Tao przysiadł na skraju mojego łóżka chowając głowę w dłoniach.
– Niedługą godzinę po tym jak mnie zostawiłeś w Hongkongu… znalazł mnie Pan Wu. W sumie to nie dokładnie on, tylko kilka z jego chłopców na posyłki. Byłem tak… zdruzgotany… zatopiony we własnych myślach, że nie pamiętam nawet kiedy mnie złapali, obezwładnili i upoili jakimś świństwem. Gdy się obudziłem, klęczałem przed twoim ojcem, trzymany przez dwóch osiłków. Nie byłem w stanie myśleć, gdzie jestem, co robię, byłem tak otępiały, że jedyne co mi przychodziło do głowy to, że jest mi tak niedobrze… – wziął oddech i kontynuował – Wtedy odezwał się Pan Wu. Dziwnie było znowu się przed nim pojawić po tym jak uciekliśmy z Layem. Stwierdziłem że po mnie, złapał mnie by mnie zabić – osobiście. Ale to co powiedział było gorsze od śmierci. Powiedział że muszę pozbyć się osób które mu przeszkadzają. Myślałem że to będzie jakiś randomowy człowiek z Hongkongu. Ale nie. Na początku powiedział imię Luhana, więc myślałem że uda mi się jakoś go uratować, ale potem powiedział o Jiyoon. I zagroził że jeśli sprzeciwię się temu zadaniu, zabije ich oboje, a potem schwyta mnie i załatwi takie tortury, o których sam Chanyeol nie wiedział. A wszyscy wiemy że był „geniuszem” w tym co robił. Tak więc wybrałem. Źle czy dobrze, to bez znaczenia. Dla mnie ważne że Jiyoon nic się nie stanie.
Stłumiłem chęć przywalenia mu, gdy w pewien sposób skomplementował Chanyeola. Zaniepokoiło mnie postrzeganie tej dwójki przez mojego ojca jako przeszkody. W czym mogli mu przeszkadzać? I jeśli faktycznie to robili, to Jiyoon dalej jest w niebezpieczeństwie. Dlatego zabicie Luhana to był zły wybór.
Wstałem i nie patrząc na Tao, podszedłem do drzwi i je otworzyłem.
– Jest twój. – powiedziałem patrząc na Laya który stał dokładnie przede mną. – Sam pewnie słyszałeś, ja nic do niego nie mam. – wyciągnąłem broń z kieszeni, wcisnąłem mu ją w dłoń i przystanąłem za nim, nawet nie myśląc o tym żeby odwrócić się twarzą do Tao. Mimo wszystko, nie mogłem na to patrzeć.
– Co? Ge! Nie! Proszę! – Tao zaczął panikować, wiedział że ze mną wszystko będzie na poziomie „Nie pragnę twojej śmierci tak bardzo żeby cię zabić”, ale z Layem było inaczej. Nie było nic, czym mógłby naprawić to co zrobił. – Nie róbcie mi tego…
Lay podniósł dłoń i wycelował lufę prosto w czoło przerażonego chłopaka. Zacisnął mocniej dłoń na uchwycie, jakby nie był w stanie utrzymać pistoletu. Palec jego dłoni nie chciał nawet dotknąć spustu.
– Lay Ge…- powiedział cicho Tao, tak bardzo przestraszony tym co zaraz nastąpi, że chciał choć trochę odkupić swoją winę. Ale bał się że jeśli się odezwie, Lay szybciej się go pozbędzie.
Patrzyli sobie prosto w oczy, Lay oślepiony gniewem, a Tao dużymi przerażonymi oczami. Zawsze rozumieli się bez słów. Byli nierozłączni, zawsze wszędzie chodzili razem, nie było misji w której by razem nie wzięli udziału. Nigdy nie myśleli, że będą stali naprzeciw siebie w ten sposób, w takiej sytuacji. Zawsze myśleli że pozostaną ze soba do końca.
Lay zebrał się w sobie, przełknął ślinę i napiął mięśnie ręki, przykładając pewnie palec do spustu. Oboje wiedzieli że nigdy więcej nie będzie między nimi tak jak kiedyś. Nie po tym co zrobił Tao, po tym jaki był samolubny i myślał tylko o własnych priorytetach.
Tyle że Tao zawsze taki był, tylko nigdy dla niego. Kiedyś Tao potrafił wszystko mu oddać, byleby móc pracować u jego boku. Po kolei przypominał sobie jak wiele razem przeszli i jak wiele ich przyjaźń wniosła radości do jego życia. Mimo że pracował dla triady, przynosił ludziom śmierć i nie powinien doznawać żadnych momentów szczęścia. A mimo wszystko ten chłopak mu je dawał.
Oczy Laya zaszły łzami, gdy pociągnął za spust.
Doniczka w drugim końcu pokoju pękła i rozbryzgała się na milion kawałeczków. Nie mogłem już dłużej znieść tego że nie widzę co się stało więc szybko się obróciłem się i zobaczyłem jak Lay stoi z bronią wycelowaną obok głowy Tao.
– Ja… – próbował przełknąć gulę która mu stanęła w gardle.- Nie mogę. Nie jestem w stanie. – powiedział, starając się powstrzymać łzy. Wiedziałem, że tak będzie, dlatego dałem jemu ten pistolet. Nie spuszczałem z nich wzroku, patrzyli sobie w oczy, teraz już obaj płakali. Lay szybko odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia, wcześniej rzucając broń na podłogę. Gdy się po nią schyliłem, usłyszałem głos Tao.
– Dlaczego…? Dlaczego nie we mnie…? – uśmiechnąłem się, wyciągając magazynek z pistoletu.
– Potraktuj to jako szansę.

***

Gdyby nie ciągłe zmienianie planu, dodawanie i usuwanie z niego elementów, już dawno mielibyśmy to całe gówno za sobą. A tak… dalej musieliśmy podlizywać się Xiah, żeby nic nie podejrzewał. Dalej musieliśmy chodzić na te jego zjebane misje. A ja dalej nie mogłem zobaczyć się z Jiyoon. Nie widziałem jej dwa miesiąće, DWA, chociaż zawsze była tak blisko. O tym, co się z nią dzieje, dowiadywałem się od Gayoon i na szczęście nie miałem żadnych powodów do zmartwień.
Gorzej z Zico.
Nagle stwierdził, że jednak dobrze mu się żyje i nie chce umierać w tak młodym wieku, przez co trzeba było ZNOWU skorygować nasze plany. Nie, żebym narzekał. Pogodziliśmy się i nawet zdążyliśmy zaprzyjaźnić. Xiah też to zauważył, bo zaczął przydzielać nam wspólne zadania do wykonania, dzięki czemu mieliśmy więcej czasu, by obserwować jego i jego ludzi, a także budynku, w którym znajdował się “sztab” triady. Dzięki temu mogliśmy dopracować plan rozpieprzenia tego wszystkiego w pizdu. Już odliczałem dni.
Przez tydzień włóczyłem się bez celu po mieście, pomiędzy moim domem a mieszkaniem Tao i Laya. Rozmawiali ze sobą, co było ogromnym sukcesem, zwłaszcza, że przełamali się w tak krótkim czasie. Niestety, zmianę w ich relacjach było widać, była wręcz uderzająca. Lay bardzo się od niego zdystansował. Tao z kolei zrobił się cichy i małomówny, przez poczucie winy, jakie ciągle odczuwał. I chociaż bardzo chciałem, nie byłem w stanie tego naprawić. Oni też nie.
W końcu nadszedł ten szczególny dzień. Ostatni na dopracowanie szczegółów i przetestowanie wszystkiego: ładunków wybuchowych, broni itd. Już wiedziałem, że tej nocy nie zasnę a telefon, jaki dostałem wieczorem utwierdził mnie w tym przekonaniu.
– Halo? – oczekiwałem raczej radosnej Gayoon, mówiącej o tym, że główny inspektor dał akcji zielone światło. Ale…
– Jiyoon jedzie jutro z nami.
Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy bać. To znaczy, najpierw chciałem wyrazić swój zachwyt i ogólne szczęście, ale potem to przemyślałem. Jej nie może się nic stać. A będąc tam naraża się na ogromne niebezpieczeństwo.
– Nie, nie ma mowy…
– Słuchaj, wiem, że się boisz. Ja też. Ale chyba oboje zapomnieliśmy, kto koordynuje całą akcję i kto ma ostanie słowo – westchnąłem i opadłem ciężko na kanapę, przecierając twarz dłonią. No racja. Przecież to Jiyoon od początku zajmowała się tą sprawą.
– Ja się zajebię jak coś jej się stanie… – mruknąłem. Wręcz mogłem zobaczyć uśmiech Gayoon po drugiej stronie.
– Nic jej nie będzie. Jest policjantką, ma doświadczenie i wie, jak o siebie zadbać. Nie martw się – przez chwilę nic nie mówiliśmy. – Do zobaczenia jutro. 21:30. RÓWNO.
– Jasne. Do jutra.
To będzie cholernie długa noc.

***

Tao, Lay i Zico pojechali ze mną. Na miejscu byliśmy równo o 21:15. Yixing zaparkował furgonetkę w bocznej alejce, po czym razem ruszyliśmy do miejsca akcji. Byliśmy normalnie ubrani, kabury mieliśmy schowane pod bluzami, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Na chodniku przed restauracją dostrzegłem Gayoon. Rozmawiała z wysokim, siwiejącym facetem w dżinsach i białej koszuli. Pewnie inspektor. Tak mi się kojarzy, raz w życiu go widziałem. Ludzie mijali ich obojętnie, doskonale wtapiali się w tłum, tak, jak nasza czwórka. Reszta zaczęła schodzić się po 15 minutach. Nie tworzyliśmy większych grup, każdy przechadzał się po chodniku, palił albo robił cokolwiek… normalnego.
Zico miał wejść pierwszy, zejść do piwnicy i podłożyć ładunki wybuchowe. Do Laya i Tao należała ewakuacja cywilów, a ja wraz z kilkoma innymi chłopakami miałem znaleźć Xiah i dopilnować, żeby przypadkiem nie uciekł, czyli… związać go? Tak będzie najprościej. A potem wyjebać to wszystko w kosmos. Proste? Proste. Tylko co, jeśli…
Nie zastanawiałem się już więcej, nie pozwoliła mi na to pewna osoba, przytulająca się do moich pleców. W tym momencie czułem chyba wszystko, od szczęścia, przez zaskoczenie, na strachu kończąc. Ale najbardziej chyba ulgę. Jest tutaj. Cała i zdrowa.
Szybko odwróciłem się przodem do niej i przytuliłem, mocno, jakby zaraz ktoś miał nas znowu rozdzielić. Żadnych słów, nie były potrzebne. Wziąłem głęboki oddech, wciągając słodki zapach jej włosów i otworzyłem oczy. Gayoon uśmiechnęła się do mnie tajemniczo, po czym pogłaskała Jiyoon po ramieniu, szepnęła jej coś do ucha i… poszła. A to co miało być…
Jiyoon odsunęła się kawałek i położyła dłonie na mojej klatce piersiowej, wlepiając wzrok w chodnik. Teraz to serio się bałem.
– Coś się stało, prawda? O co chodzi? – zapytałem, zaniepokojony. Gdy podniosła głowę, zobaczyłem łzy w jej oczach, przez co poczułem się jeszcze gorzej.
– Ja… – przygryzła wargę i spojrzała w bok, chcąc się uspokoić i pozbierać myśli. – Ja… jestem w ciąży…
Trwa zapisywanie danych, prosimy nie wyłączać mózgu…
– O matko, naprawdę?! Gratulacje! Kto jest tym szcz… – i w tym momencie mój umysł się zrestował, a mnie oświeciło. Tak jasno, że prawie zemdlałem. – …co…?

~ - autor: shizzuo w dniu 19 stycznia, 2015.

Komentarze 2 to “[CH21] Tattoo’s Secret”

  1. o rany! Jiyeon jest w ciąży!!! No to gratuluję~
    W ogóle, to chciałam powiedziec, że bardzo podobał mi się ten rozdział i choć dawno mnie tu nie było, to pamiętam jeszcze ło co kaman xd
    Jak tylko zobaczyłam to przewspaniałe „21” na stronie głównej, to, aż rumieńców dostałam, tak się podekscytowałam xd
    Świetnie się czytało, jesteście super!

    -Fanka numer 1 xdd

  2. Kocham tego ficka od samego początku, i w sumie wchodzę tutaj tylko dla niego, więc proszę o częstsze dodawanie rozdziałów. Zwłaszcza, że jest taka akcja. No i Jiyoon w ciąży, omfg!!!!!!!!!! Kłisu będzie ojcem, Kłisu będzie ojcem. Nie no tak strasznie jetem ciekawa co będzie dalej, że czekam na następny!!!!!!!!!

Dodaj komentarz

 
EXO Poland Fanfiction

Blog poświęcony polskim opowiadaniom o EXO

EXO Poland

Blog polskiego fanklubu EXO

B.A.P Poland

Pierwszy polski fanpage poświęcony B.A.P