[CH18] Tattoo’s Secret


LOOK
LOOK
IT’S HERE

uwaga, smut, takie tam

Tattoo’s Secret: Rozdział 18

This is the road to ruin and we’re starting at the end.

Zdążyłem.
Była nieprzytomna, gdy wnosiłem ją do mieszkania. Całe szczęście, że pan Po pojechał z nami, bo różnie mogło się to skończyć… nawet boję się o tym myśleć. Przez to zamieszanie kompletnie zapomniałem o Tao. Już nie obchodziło mnie, co się z nim stanie. Lay coś tam wymamrotał, że po niego pojedzie, żebyśmy mogli to wyjaśnić, ale naprawdę miałem to gdzieś. Mógł go nawet zastrzelić.
Jiyoon spała parę godzin, przez ten czas pan Po próbował doprowadzić ją do normalnego stanu. Dopiero, gdy było już po wszystkim, wpuścił mnie do pokoju.
– Obudziła się raz – rzekł lekarz, wkładając swoje rzeczy do torby. – Pytała o ciebie. Gdzie jesteś, czy wszystko z tobą w porządku – dodał po chwili. Spojrzałem na jej twarz. Wyglądała o wiele lepiej niż kilka godzin temu. Chciałem coś powiedzieć, ale zadzwonił mój telefon. Lay.
– Znalazłem go, ge. Jesteśmy w naszym mieszkaniu, jeśli chcesz z nim porozmawiać.
I nagle odzyskałem zainteresowanie Tao.
***
Rzeczywiście, obaj tam byli. Lay otworzył mi drzwi. Nie czekając na jego komentarz, wszedłem do środka. Tao leżał na kanapie, nieźle poturbowany i wyglądało na to, że poruszenie czymkolwiek sprawiało mu dużo bólu. Lekko odwrócił głowę w moją stronę, gdy stanąłem obok. Nie chciałem już go bić. To trzeba załatwić pokojowo, rozmową. Bo inaczej do niczego nie dojdziemy.
– Co ty sobie myślałeś? – zacząłem, bo on chyba nie miał zamiaru się odzywać. Nie wiedziałem, co więcej mogę dopowiedzieć. Byłem zły, naprawdę zły. Na siebie, na niego, w sumie to na cały świat. Chciałem skończyć z tym wszystkim, wrócić do Vancouver i mieć spokój.
– Mój brat… – rzekł cicho, patrząc na mnie z wyrzutem. Tak, to już wiem. Uroił sobie, że zabiłem Zhangxi. Nie, ja mam już dosyć… chyba w ogóle przestanę próbować się z nim dogadać. Niech sobie myśli, co chce, ale jak jeszcze raz skrzywdzi Jiyoon, to mu tego nie daruję. Popatrzyłem na niego przez chwilę, po czym wyciągnąłem pistolet zza paska.
– Ge… co ty robisz? – spytał zaniepokojony Lay, jednak mu nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru robić krzywdy Tao, bo w ten sposób na pewno do niego nie dotrę. Podałem mu broń. Był równie zaskoczony, co Yixing. Nie spodziewałeś się tego, co? Do niego trzeba mówić krótko i na temat, bo inaczej nie zrozumie. To właśnie postanowiłem zrobić.
– Jeśli naprawdę myślisz, że to serio byłem ja i masz na to dowody, to proszę bardzo. Możesz mnie zabić, tu i teraz – Lay znowu chciał coś powiedzieć, ale uciszyłem go gestem. – On nic ci za to nie zrobi. Oko za oko, prawda? Masz prawo się zemścić – musiałem być naprawdę zdesperowany, skoro powiedziałem coś takiego. Dopiero po paru sekundach uświadomiłem sobie, co zrobiłem i jakie słowa wyszły z moich ust. No to po mnie. Zabije mnie nawet, jak nie ma dowodów. Mimo to nie uciekłem, nie zabrałem mu pistoletu, tylko spokojnie czekałem na jego decyzję. A raczej sprawiałem wrażenie spokojnego, bo tam w środku panikowałem jak nigdy wcześniej. Tao patrzył przez chwilę na broń, a potem spojrzał na mnie. Podniósł pistolet do góry… po czym rzucił go na podłogę. Płakał. Byłem zbyt zdziwiony, żeby go zapytać, czemu nie strzelił.
– Ge… przepraszam… ja naprawdę… – westchnąłem cicho. I co ja mam mu teraz powiedzieć? Przecież nie mogę mu teraz tak po prostu wybaczyć. Nie po tym, co zrobił Jiyoon. A jeśli to nie był on, to przyczynił się do tego… świadomie lub nie.
– Niedługo wracamy do Vancouver. Ja, Lay, Jiyoon i pan Po.
– Ge…
– Nie, Zitao. Będzie lepiej, jak zostaniesz tutaj. Nie wydaje mi się, żebyśmy przez najbliższe kilka miesięcy mogli na siebie patrzeć – i wyszedłem, bo bałem się, że też się rozkleję. Co, że niby dla mnie nie było to trudne? Nie chciałem go tu zostawiać. Ale nie miałem innego wyboru.
***
Minęło kilka dni i Jiyoon czuła się już o wiele lepiej. Cały czas była nieco przygaszona i mało rozmowna, ale zapewniała mnie, że wszystko w porządku i czuje się na tyle dobrze, że możemy już wracać do Kanady. Ja jednak ciągle się martwiłem. Naprawdę mało mówiła, nawet jak na nią. Coś musiało się stać i nie chciała mi o tym powiedzieć. Ale przecież nie będę jej zmuszał.
– Dziękuję – usłyszałem pewnego dnia, gdy rano robiłem nam kawę. Siedziała na kanapie za mną i przerwała ciszę, która trwała już od… dawna. Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową, nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. No kurcze, zaskoczyła mnie teraz.
– Nie dziękuj. Nie mogłem cię zostawić – odpowiedziałem krótko i odwróciłem się przodem do niej, opierając się o blat. Odwzajemniła uśmiech, po czym znowu na chwilę ucichła, rozglądając się po pomieszczeniu. Patrzyła na wszystko, tylko nie na mnie. Czajnik dał o sobie znać, więc ponownie musiałem odwrócić się do niej plecami.
– Kiedy mnie wynosiłeś… obudziłam się wtedy? Czy to był sen? – spytała. Zalałem kawę wodą i potwierdziłem, że to nie był sen. – Mówiłam do ciebie? – oparłem dłonie na blacie i westchnąłem. Obawiam się, że wiem, do czego zmierza.
– Tak.
– Dlaczego mi wtedy przerwałeś? – na to pytanie nie potrafiłem już odpowiedzieć, bo sam nie wiedziałem. Ale ona zapewne nie chciała usłyszeć odpowiedzi, tylko sprawdzić moją reakcję. Nie zareagowałem, więc mówiła dalej. – To nie było majaczenie… wiesz, czemu to powiedziałam? Bo myślałam, że to ostatnia okazja, by to zrobić.
Zacisnąłem ręce w pięści. Nie miałem zielonego pojęcia co jej odpowiedzieć. Właśnie dlatego chciałem żeby tego nie pamiętała, żeby to przemilczała, bądź chociaż nie starała się przyznać że to co mówiła jest naprawdę. Nie wiedziałem czy przez tamtą noc jej się coś przestawiło czy może to ja nie chcę jej wciągać do swojego życia. Nie chciałem żeby brała udział we wszystkim z czym muszę się teraz zmagać.
– Jak widzisz nie była to ostatnia okazja, więc możesz wrócić do codzienności którą prowadziłaś zanim mnie poznałaś. – odparłem chłodno, wiedząc że to może ją zaboleć bardziej niż rany zadane przez Chanyeola. Nie chcąc dłużej prowadzić tej rozmowy, pożegnałem się z myślą o kawie i ruszyłem by wyjść z kuchni. Uciekałem przed odpowiedzialnością za to co chcąc nie chcąc spowodowałem w jej uczuciach. Ale to nie tak miało się skończyć. Wiedziałem że gdzieś tam jest jeszcze szansa na normalne życie dla nej.
Zatrzymała mnie para rąk, nagle owinięta wokół mojego ciała. Poczułem jak Jiyoon przytula się do moich pleców, a wewnątrz poczułem jak ściska mnie serce.
– Nie chcę tam wracać. Chcę zostać przy tobie. – odpowiedziała załamanym głosem. Podniosłem ręce by uwolnić się z jej uścisku i pokazać jej że nie chcę jej przy mnie. Złapałem za jej dłonie i w ostatniech chwili się zawahałem. Nie miałem odwagi jej od siebie odzielić. Naprawdę jej nie chciałem? Czy tylko wmawiałem to sobie wierząc że tak będzie dla nas obojga lepiej? Patrząc na to dzisiaj, pozostawianie jej samej sobie, z daleka ode mnie, jedynie przyniosło jej ból, rany i cierpienie. A właśnie przed tym chcę ją ochronić.
Nagle cała chęć do jej odrzucenia mnie opuściła.
Złapałem ją za ręce i odsunąłem, by odwrócić się do niej twarzą i przytulić, ciasno przyciskając jej ciało do mojego. Prawie że automatycznie jej ręce zacisnęły się na moich plecach, trzymając mnie tak jakby nie chciała bym odchodził. Nigdy więcej.
Nie liczyłem, ile razy powtórzyła, że mnie kocha. Teraz jednak już nie czułem tego strachu, co ostatnio, bo wiedziałem, że ze mną będzie jej lepiej i na pewno będzie bezpieczniejsza. Poza tym… odwzajemniałem to uczucie i żałuję, że dopiero teraz sobie to uświadomiłem. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
– Nie zostawiaj mnie już – poprosiła, kładąc dłoń na moim policzku. Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową. Byłem pewny, że teraz już wszystko się ułoży. W końcu gorzej nie może być, prawda? Rozbawił mnie fakt, że Jiyoon musiała stanąć na palcach, żeby dosięgnąć do moich ust. Ale kiedy jej się udało, wszystkie wątpliwości ze mnie wyparowały, jeśli jeszcze w ogóle były. To, co działo się tamtej nocy, to nic w porównaniu z tym, co czuję teraz. Jakąś… ulgę? Jakbym w tym momencie wyrzucił z siebie wszystkie zmartwienia. Liczyła się tylko ona, nic innego dla mnie teraz nie istniało.
Po krótkim czasie naparła na mnie mocniej, chcąc być jeszcze bliżej. Pozwoliłem jej na to, niedługo potem jej dłoń wylądowała w moich włosach, nie dając mi możliwości, żeby się odsunąć. Nawet nie chciałem. Położyłem dłonie na jej biodrach i popchnąłem lekko do tyłu. Zrozumiała, cofnęła się o parę kroków i wylądowała plecami na kanapie, ja nad nią. Tym razem bałem się, że zrobię jej krzywdę. Chanyeol nieźle ją poturbował i mogła jeszcze do końca nie wyzdrowieć. Jej ruchy mówiły jednak co innego, dlatego szybko odzyskałem pewność siebie.
– Nigdy nie zapomniałam tej nocy, wiesz? – powiedziała, obserwując, jak powoli zdejmuję z niej ubrania. Nie spieszyło się nam, mieliśmy dużo czasu, poza tym drzwi ciągle były zamknięte na klucz, dlatego nikt nam nie przeszkodzi. – Nie byłam wtedy tak pijana, jak myślałeś. Prawie w ogóle nie byłam – uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią, by zobaczyć też jej uśmiech. Tęskniłem za nim. Już wcześniej rzadko go widziałem, to, co zrobił Chanyeol pewnie w ogóle odebrało jej ochotę do uśmiechania się, dlatego ten był dla mnie swego rodzaju zapewnieniem, że będę go widział częściej. Że już naprawdę będzie dobrze, wszystko się ułoży.
– Dobrze, że nie zapomniałaś. Ja też nie – przyznałem, kiedy spodnie Jiyoon leżały już na podłodze. Wsunąłem dłonie pod jej bluzkę, patrząc, jak lekko rozchyla usta. Jej oczy napotkały moje i po raz kolejny w ciągu tej krótkiej chwili się uśmiechnęła. To już w ogóle był rekord.
Nie mogąc się powstrzymać wróciłem do jej ust, ze swego rodzaju gwałtownością zmuszając ją do odpowiedzi. Zarzuciła mi ręce na plecy przyciskając do siebie, i nie pozwalając bym się odsunął i zostawił jej usta w spokoju. Przerwała ten pocałunek tylko na chwilę, by umożliwić mi pozostawienie jej w samej bieliźnie. Jeszcze raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Chyba dopiero zaczynałem sobie uświadamiać, że naprawdę ją kocham. Szkoda tylko, że tak późno.
Nie minęło parę minut, a moje ubrania też znalazły się w bliżej nieokreślonym miejscu. Zrobiłem to samo, co tamtej nocy, klęknąłem na łóżku, żeby móc jej się dokładnie przyjrzeć. Z tym, że wtedy jednak miała coś na sobie, a teraz była zupełnie naga. Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem jej na to. Wpiłem się łapczywie w jej usta. Pragnąłem jej jeszcze bardziej niż ostatnio, to w sumie dziwne, bo byłem teraz zupełnie trzeźwy. A mimo to było w niej coś takiego, co sprawiało, że chciałem ją mieć tylko dla siebie. Wycałowałem wilgotną ścieżkę od jej podbródka do brzucha. Poczułem, jak łapie mnie za włosy i kieruje w odpowiednie miejsce. Uśmiechnąłem się do niej.
– Niecierpliwisz się?
– Po prostu… – nie dokończyła, jęknęła, gdy zacząłem pieścić ją językiem. Jej palce mocniej zacisnęły się na moich włosach. Przyciskała mnie do siebie coraz mocniej. Czułem, jak już trzęsie się z przyjemności. Po krótkiej chwili pociągnęła mnie do góry, bym znowu ją pocałował. Wsunąłem w nią dwa palce, na co zareagowała kolejnym jękiem. Spojrzała mi w oczy, z niemą prośbą o więcej. Bardzo chciałem jej to dać. Dać jej czego tylko chciała, sprawić, żeby było jej jak najlepiej, pokazać, jak bardzo ją kocham.
Zacząłem delikatnie poruszać palcami wewnątrz niej, mając ogromnę satysfakcję z reakcji jaką to wywołało na jej twarzy. Ta czysta przyjemność którą chciałem ją obdarować dopiero się zaczynała. Zabrałem rękę, chcąc trochę się z nią podroczyć i zobaczyć jej reakcję.
Ale wtedy zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Wiedziałem że zbyt długo tego przedłużać nie mogłem, ale nie sądziłem że jest aż tak pozbawiona cierpliwości. I że aż tak silna. Jiyoon podniosła się, odpychając mnie na sofę i siadając na mnie okrakiem. Momentalnie dotarła do moich ust, całując je z prawie namacalną niecierpliwością. Uśmiechnąłem się przez pocałunek i objąłem ją w pasie przyciskając mocniej do siebie.
– Widzę że nie potrafisz czekać. Jak tak dalej pójdzie oszalejesz z tego. – odchyliłem głowę, przerywając pocałunek i spojrzałem na nią.
Jiyoon zaśmiała się na moje słowa.
– Czekałam kilka miesięcy, gdyby było tak jak mówisz, miałbyś teraz przed sobą psychopatkę – odparła, przejeżdżając dłonią po moim torsie. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się. Musiałem się z tym zgodzić, bo jeśli przede mną nie miała nikogo, to musiała być sfrustrowana do granic możliwości. Nie miałem już zbyt dużo czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo poczułem, jak się na mnie nabija. Jęk, który wydobył się z jej ust sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach. Już sam ten widok był wystarczająco pociągający. Położyłem dłonie na jej biodrach, którymi po chwili zaczęła poruszać. Nie minęło wiele czasu, zanim zmieniłem naszą pozycję. Wolałem być na górze i mieć kontrolę nad sytuacją, ona chyba też preferowała takie ułożenie, bo nie walczyła ze mną. Położyła jedynie dłonie na moich ramionach i spojrzała mi w oczy.
– Jak znowu zaczniesz mnie drażnić… – tutaj pokręciła głową, by pokazać, że lepiej, bym nawet nie próbował. Tylko się zaśmiałem, bo musiałbym mieć cholernie dużo samokontroli, żeby teraz to przerwać. Już z pierwszym moim ruchem rozchyliła wargi i przymknęła oczy. Wyczułem w tym kolejną niemą prośbę, bym przestał ją tak męczyć i wziął się w końcu do roboty. Ja sam nie miałem już zamiaru się powstrzymywać, to wszystko za długo trwało. Przyspieszyłem, tak, jak chciała. Czułem jej paznokcie, boleśnie wbijające się w moją skórę, lecz ten ból szybko został stłumiony przez przyjemność. Tym razem było inaczej, niż te kilka miesięcy temu. Pewnie dlatego, że teraz wkładaliśmy w to uczucia, a wtedy to było takie… dziwne. Cieszyłem się, że Jiyoon jest już moja i żałowałem, że uświadomiłem sobie to po takim czasie.
Jej spojrzenie mówiło mi wszystko, nawet nie musiała się odzywać. Wiedziałem, czego chce i jak jej to dać. Rozumieliśmy się bez słów, nic więc dziwnego, że wcale nam to długo nie zajęło. Skończyła jako pierwsza, więc tylko przedłużałem zarówno jej jak i swoją przyjemność. Trochę jednak minęło, zanim ochłonęliśmy i doszło do nas, co się właśnie stało. Ona spojrzała na mnie, a ja na nią. A potem wtuliła się we mnie. Mocno, jakbym miał jej zamiar uciec.
– Kocham cię – usłyszałem jej szept. I już wiedziałem, że teraz wszystko będzie w porządku. Nic nie ma prawa się zespuć, a jeśli jednak… to jakoś się uda. Razem.
***
Wieczorem obudziły mnie czyjeś kroki. Zanim zdążyłem sięgnąć po leżący na stoliku pistolet, osoba ta wkroczyła już do sypialni. A kto to był? Lay. W sumie kogo ja się mogłem spodziewać… szok na jego twarzy strasznie mnie rozbawił, ale nie dałem tego po sobie poznać.
– Na co się tak patrzysz? Zimno się robi, razem zawsze jest cieplej – stwierdziłem z kamienną twarzą, po czym zakrywając strategiczne miejsca trzymanymi w dłońmi spodniami, ruszyłem do łazienki się przebrać. W międzyczasie Jiyoon także się obudziła. Gdy zobaczyła Yixinga, w panice zakryła się kołdrą po szyję. A on ciągle stał na środku sypialni, jakby nie do końca ogarnął, co się tutaj stało.
– Czy wy…
– Tak, przespaliśmy się. Niezły masz zapłon – wyszedłem z łazienki, już ubrany i klepnąłem go w plecy. Jeśli jego reakcję na zastanie nas w łóżku opisałem jako szok, to nie wiem, jak mam opisać, jak zareagował na to, że dałem Jiyoon czułego buziaka w czoło. Gdyby to było anatomicznie możliwe, to jego szczęka zapewne byłaby już na podłodze.
– Ale…
– Ji chciałaby się przebrać. Mógłbyś? – po przetworzeniu tej wiadomości pokiwał głową i powoli wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem w stronę Jiyoon. Przy mnie się już nie krępowała. I byłem jej naprawdę wdzięczny, że znowu pozwoliła mi na podziwianie tych widoków.
– Um… mamy dzisiaj jakieś plany? – zapytała, siadając na łóżku. Krępowała się i to było widzieć. A ja wcale nie byłem tym zdziwiony. I pomyślałem, że chyba czas powiedzieć jej prawdę. Usiadłem obok niej, podniosłem ją i posadziłem na swoich kolanach. Dlaczego nie.
– Lay i Tao pewnie już powiedzieli ci, co takiego zrobiłem, że wylądowałem w Vancouver – zacząłem. Jiyoon niepewnie pokiwała głową, chyba bojąc się tego, co zaraz usłyszy. Wziąłem głęboki oddech i mówiłem dalej.
– Spotkałem się z moim ojcem tydzień temu. Przez przypadek. Powiedział, że jesteśmy bezpieczni, dopóki nie będę mu przeszkadzał w interesach. I dał nam 2 tygodnie na wyjazd z Hongkongu – dopiero teraz podniosłem wzrok i odważyłem się na nią spojrzeć. Przez chwilę myślała, a potem przytuliła się do mnie, tym razem nawet mocniej niż ostatnio.
– Obiecaj, że wszystko będzie dobrze – szepnęła. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po włosach.
– Obiecuję.

~ - autor: shizzuo w dniu 27 lutego, 2014.

Komentarze 2 to “[CH18] Tattoo’s Secret”

  1. Tak długo czekałam na ten rozdział! Nareszcie KrisxJiyoon nareszcie! Nie mam się do czego przyczepić, tylko proszę okaż łaskę i nie zmuszaj mnie do długiego czekania! </3
    Życzę sobie też jakąś mocną akcję na lotnisku, bo chcę Krisa w walce. I znajdźcie miłość dla Lay'a aby miał NARESZCIE lekcję biologi z dziewczyną…

  2. Jejku, jesteście świetne. ;;;;
    Całej akcji nie czytałam, bo… nie chcę jeszcze w tak młodym wieku psuć sobie psychiki… aż tak bardzo xd. Ale WIĘKSZOŚĆ przeczytałam >.^
    W ogóle, wybacz mi, Shizzu, że tak późno komentuję, ale dopiero teraz skończyłam czytać, a wcześniej nie miałam casu xd.
    KOCHAM WAS, KOCHAM WAS! A teraz proszę o następną część „MBMP” i „Only friends, right?”. ^^
    KOCHAM WAS! WENY~

Dodaj komentarz

 
EXO Poland Fanfiction

Blog poświęcony polskim opowiadaniom o EXO

EXO Poland

Blog polskiego fanklubu EXO

B.A.P Poland

Pierwszy polski fanpage poświęcony B.A.P