[CH10] Race against time.


Witam, witam!

Chciałam serdecznie wszystkim podziękować za wszystkie komentarze jakie zostawiacie pod naszymi opowiadaniami 8D To naprawdę dodaje nam ogromnej ochoty do pisania!

Tak więc dziękuję i zapraszam do przeczytania kolejnego rozdział Race!

Modzinachan

Race against time


Kyungsoo jako pierwszy ruszył, by zobaczyć co z jego ukochanym. Kris wziął Jongina na ręce i położył go na kanapie, by Hyunwoo mógł obejrzeć jego rany.

– Co to było? – spytał ciągle zszokowany Minseok. Najstarszy Chińczyk wzruszył ramionami. Naprawdę nie miał pojęcia, co się właśnie stało, skąd Jongin się tu wziął i jak w ogóle uciekł. Kyungsoo to z kolei w ogóle w tej chwili nie obchodziło. Bardziej martwił się o stan zdrowia swojego właściwie już chłopaka. Patrzył uważnie, co robi mu lekarz.

– I co z nim?

– Bili go tam, na pewno. Pewnie chcieli wyciągnąć informację. Ma rozbity łuk brwiowy, pęknięty nos i pewnie wstrząs mózgu. Ale jak uciekł… – tu Hyunwoo pokręcił głową, bo sam nie wiedział, jak to w ogóle było możliwe. Jedno wiedział już na pewno. To, że zaczął się z nimi zadawać, sprowadziło na niego nieziemsko wielkie kłopoty i teraz nie ma odwrotu. Postanowił przy nich zostać, nawet jeśli to wiązało się z końcem jego kariery. Zaczął opatrywać więc Jongina, oczywiście wciąż słuchając tego, co ma do powiedzenia reszta.

– Musimy uciekać z miasta. Prędzej czy później nawet tutaj nas znajdą. – powiedział w końcu Tao. Nie wiedział jednak jak mają to zrobić, a co więcej, nie wiedział gdzie. Był jednak pewien, że musi swoim przyjaciołom zapewnić ochronę i właśnie to stało się dla niego priorytetem.

– Nie możemy poruszać się naszymi samochodami.

– Mamy samochód Hyunwoo. Jongin, Kyungsoo, Tao i Lay pojadą z nim, jako, że nie są w pełni sprawni. Reszta będzie się poruszać komunikacją miejską, najlepiej w grupach dwu bądź trój osobowych – rzekł stanowczo Kris. Tao oczywiście chciał się sprzeciwić, ale wzrok wyższego wyraźnie go powstrzymał przed jakimikolwiek obiekcjami.

– Zauważ, że nie ma tu ani Laya, ani Luhana. Nie możemy ich tutaj zostawić. – wtrącił się Baekhyun, który wraz z Chanyeolem i Suho dostał się na miejscę kilka minut temu. Kris zastanowił się chwilę i przypomniał sobie o swojej kuzynce, która prawdopodobnie przebywa właśnie ze swoim chłopakiem. Nie był jednak pewien, czy dobrym pomysłem jest wykonanie tego telefonu.

– Nie wiem, czy chcę usłyszeć, co tam robią – rzekł do Tao, który westchnął ciężko i zabrał mu komórkę. Wiedział, że może im w czymś przerwać, ale był świadom tego, że jak nie przerwie, to mogą już nie mieć okazji na przedłużenie gatunku, tak więc ta opcja była lepsza. Wybrał numer do Yixinga.

– Lay? Lay, dlaczego nie odbierasz? – spytał szybko. Trochę poczekał na odpowiedź, bo nie brał za nią tych wszystkich sugestywnych dźwięków.

– Śpimy…

– Coś głośno śpicie… nieważne, nie ma czasu, Hyunwoo zaraz po was przyjedzie.

– Ale…

– Żadnych “ale”. Policja nas szuka, musimy wyjechać z miasta jak najszybciej. Macie 10 minut – to mówiąc, Tao się rozłączył i oddał komórkę swojemu chłopakowi. Kris wolał nie pytać o szczegóły. Słowa jakie usłyszał wcześniej z ust swojego ukochanego, dały mu wyraźnie do zrozumienia, co też się dzieje u Amber. Wolał sobie tego nie wyobrażać, dziewczyna była dla niego wciąż małą dziewczynką i naprawdę nie spodziewał się, że będzie gotowa na taki krok w swoim życiu.

– Yifan, ocknij się, musimy znaleźć miejsce.

– Ja znam jedno – wtrącił niepewnie Chanyeol. Wszyscy na niego spojrzeli, ponieważ pomysłów z jego strony się naprawdę nie spodziewali – mój wujek ma pewną posiadłość, która teraz nie jest używana. Zapisana jest na jego żonę, Japonkę, więc trudno będzie im to wszystko powiązać. Nie mówię, że możemy zostać tam do końca życia, ale z pewnością da nam to trochę czasu na znalezienie kolejnego miejsca – Tao z uznaniem pokiwał głową. Zanim jednak zdążył wyrazić swoje zdanie, do domu Hyunwoo wpadł zdyszany Luhan, z dwoma walizkami pieniędzy w dłoniach. Wszyscy oprócz nieprzytomnego Jongina wstali ze swoich miejsc.

– Wiedzieliście, że był jeszcze jeden wyścig? – spytał Chińczyk, kładąc walizki na stole. Otworzył je, a oczom chłopaków ukazało się po 50 000 dolarów w każdej. – Tą wygrałem teraz. A tą udało mi się wynieść z garażu – chłopak odetchnął i rozejrzał się. – A teraz… gdzie Hunnie?

– W szpitalu. Nie dotrzesz do niego teraz, policja go pilnuje – rzekł Tao. Kyungsoo za to był skupiony na pieniądzach. Chyba pierwszy raz od wypadku pomyślał o tym, że będzie mógł jeszcze chodzić. Spojrzał na leżącego na kanapie Jongina. Miał teraz w sobie naprawdę dużo uczuć i nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Luhan westchnął i przeczesał włosy dłonią.

– I tak muszę tam zawieźć Kyungsoo. Mamy jeszcze tydzień – rzekł.

– Wtedy złapią nas wszystkich – wtrącił główny zainteresowany. Był w stanie poświęcić swoje nogi dla bezpieczeństwa przyjaciół. Stwierdził, że da sobie radę, do końca życia jeżdżąc na wózku. Nawet na chwilę przestał o tym myśleć.

– Nie. Nic nam nie zrobią – Luhan ciągle stał przy swoim. Chciał zobaczyć swojego ukochanego, teraz to liczyło się dla niego najbardziej. Tao i Kyungsoo już nie wiedzieli, jak go namówić, żeby uciekał razem z resztą. – Nie zostawię go. Nie ma mowy.

– Coś wymyślimy. Lu – Kris dotknął ramienia kolegi. Hyunwoo westchnął i zrobił kilka kółek po salonie, zastanawiając się, co teraz zrobić.

– Ja zawiozę Kyungsoo. Znają mnie w tym szpitalu. Jeśli stan Sehuna będzie już lepszy, zabiorę go stamtąd. Tylko…

– Tylko co?

– Ktoś z nas musi zostać w mieście. Żeby potem odebrać Soo – i zapadła cisza. Chłopak chciał powiedzieć, że sobie poradzi i że może zostać w szpitalu, ale Kris mu nie pozwolił.

– Ja zostanę. – Tao spojrzał na niego z przerażeniem w oczach. Nie chciał na to pozwolić, nie mógł dopuścić do siebie myśli, że może grozić jemu ukochanemu niebezpieczeństwo, a co więcej, nie miał zamiaru być z dala od niego.

– Yi…Yifan, nie możesz tu zostać, my… ja potrzebuję cię przy sobie – powiedział. Teraz to nikt oprócz niego nie miał odwagi się odezwać. Każdy miał świadomość tego, że to co się teraz w ich życiu dzieje, stwarza ogromne zagrożenie dla ich związków. Kris podszedł do niego i mocno go przytulił.

– Zizi, nie martw się o mnie. Nawet jeśli jakimś cudem mnie złapią, to im ucieknę, skoro nawet temu pacanowi się udało – tutaj wskazał na Jongina, którego Kyungsoo miał zamiar od razu bronić, ale Minseok zasugerował mu, że to nie jest odpowiedni czas. Stwierdził jednak, że sam niechciałby by rozdzielono go w taki sposób od Jongina, dlatego właśnie, nie mógł siedzieć w tej sytuacji cicho.

– Słuchajcie… wiecie, życie stwarza nam wiele płotków, przez które musimy po prostu przeskoczyć. Ta sytuacja jest jednym z nich i … chodzi mi o to, że po tej operacji będę już sprawny, prawda? Będę w stanie sam wsiąść do autobusu i po prostu w jakiś sposób do was dojechać. Chcę być z Jonginem i dla tego się nie poddam. Uda mi się. Nikt z was nie musi na mnie czekać. Wystarczająco dużo już zrobiliście.

W tym momencie wszyscy zaczęli patrzeć na niego jak na idiotę, a co więcej kłócić się kto zostanie, bo nagle zrobiło się więcej chętnych. W końcu zwyciężył Minseok, oczywiście w mało poważny jak na tą sytuację sposób. Ot co, wygrał w kamień, papier, nożycze, czego z kolei Kyungsoo postanowił nie komentować.

– Czyli nasz plan jest następujący: Wszyscy oprócz Sehuna, Kyungsoo, Hyunwoo i Minseoka jadą w miejsce wskazane przez Chanyeola, a…

– I mnie… nie pojadę bez Sehuna. Wystarczy nam jeden samochód, akurat pięć osób. Bez Sehuna się nie ruszę – wtrącił stanowczo Luhan. Wywołał tym samym kolejne masowe westchnięcie. Potem już nikt się nie odezwał. Nie wiedzieli, co robić, jak w ogóle zacząć. Po prostu siedzieli w salonie i patrzyli w podłogę, albo na swoich kolegów.

– Gdzie Jongdae? – spytał w końcu Minseok, który jako jedyny zauważył, że go nie ma. Tao wzruszył ramionami.

– Nie wiem, nakrzyczałem na niego i wyszedł – rzekł. Może wtedy Chen nie bardzo go obchodził, ale w tym momencie zaczął się o niego martwić. – Ale… właśnie, gdzie on jest?

***

– Mówiłeś, że przyniesiesz pieniądze.

Jongdae nawet nie drgnął. Patrzył w jeden punkt przed sobą, nie reagując na słowa Yongguka. Przyzwyczaił się do tego tonu głosu i wiedział, że nie ma się czego bać. W końcu pracował z chłopakiem już ładne półtora roku. Przez cały ten czas oszukiwał Krisa i resztę kolegów… to znaczy, oni uważali go za kolegę. On ich – nigdy.

– Gdy dojechałem do garażu, już ich nie było. Ktoś z moich… “przyjaciół” je zabrał. Pewnie uciekają z miasta – rzekł spokojnym głosem. Potem jednak o czymś sobie przypomniał. – Jednak te pieniądze zbierali na jakiś cel. Na operację Kyungsoo. Bez niego nie odjadą.

Yongguk podniósł głowę i spojrzał na Chena. Przygryzł wargę. Teraz miał problem. Wiedział, że jeśli to prawda, to pewnie jego wrogowie są już w szpitalu, a jeśli tam ich zaatakuje, to szanse powodzenia są nikłe. Ale musiał coś zrobić. Cokolwiek.

– Jeszcze dzisiaj się ich pozbędę. Może nie wszystkich, ale zacznę, skończę, jak już ich wytropimy. Pojedziemy tam i poczekamy na nich pod szpitalem, w końcu nie mogą w nim być całe życie.

– My? – Jongdae uniósł jedną brew w górę. Naprawdę nie chciał jechać. Nie bardzo mu pasował fakt, że jego towarzysze odkryją, kim naprawdę jest, bo chciał ciągnąć tą grę jeszcze dłużej. Niszczyć ten gang od środka, żeby B.A.P nie musiało się wysilać. W końcu już nie raz im pomógł. Gdyby nie on, to atak na garaż nigdy nie miałby miejsca, a Sehun teraz nie leżałby w szpitalu. Nie był z siebie dumny, bo Sehuna akurat polubił, ale rzadko o tym myślał. B.A.P było dla niego o wiele ważniejsze.

– Tak, my. Chcę widzieć ich miny, gdy dowiedzą się, że ich zdradziłeś – Yongguk uśmiechnął się paskudnie i wyprostował. – To tyle. Możesz do nich wracać. A potem powiedzieć mi, co zamierzają. Masz czas do 23. Potem uznam, że się rozmyśliłeś i będziesz kolejnym potencjalnym celem. Rozumiesz? – w odpowiedzi Jongdae kiwnął głową. Odwrócił się szybko i wyszedł z pokoju. Nadszedł jeden z tych momentów, gdy czuł się jak ostatni dupek. Lecz szybko się otrząsnął i wsiadł do samochodu. W końcu Kris i reszta go nie obchodzili.

Dojechał do szpitala akurat, kiedy Luhan i Minseok pomagali Kyungsoo wsiąć na wózek przed wejściem. Odruchowo sięgnął do kieszeni, żeby zadzwonić do Yongguka, po czym stwierdził, że i tak nie zdąży. Ale podświadomie pomyślał, że nie chce, by tym chłopakom stała się krzywda. Wyjął więc rękę z kieszeni, zaparkował i wysiadł z samochodu.

– Co ty tu robisz? Wiesz, jak się o ciebie martwimy?! – Minseok od razu do niego podszedł. Jongdae tylko uśmiechnął się i poklepał go po plecach.

– Musiałem się zastanowić nad swoim zachowaniem. Ale już w porządku – rzekł, witając się także z Luhanem. – Jak się czujesz, Kyungie?

– W porządku, dzięki, że pytasz. Następnym razem jak mnie zobaczysz, to będę już na wysokości twojej twarzy – Kyungsoo zachichotał. Chen ciągle tylko się uśmiechał, bo tym uśmiechem maskował chęć płaczu. Teraz sobie to uświadomił. Ten chłopak był bezbronny. Minseok i Luhan jeszcze daliby radę się obronić przed B.A.P, ale Kyungsoo by się to na pewno nie udało. To uczucie jednak towarzyszyło mu tylko przez chwilę. Szybko wyrzucił je z umysłu i zaczął myśleć tylko i wyłącznie o tym, że mogliby ginąć na jego oczach, a on nie ruszyłby palcem. Takie nastawienie było dla niego łatwiejsze.

– Przyjadę do Hyunwoo później. Muszę coś jeszcze załatwić – powiedział, by zmienić temat.

– Czekaj. Ciotka Chanyeola ma posiadłość gdzieś w Daeseong-ri. Jakby nie było nas u Hyunwoo, to znaczy, że jedziemy tam. Wyślę ci potem dokładny adres – rzekł Luhan. Chen kiwnął głową i wrócił do samochodu. Patrzył przez chwilę, jak wnoszą Kyungsoo do szpitala, po czym westchnął głośno i oparł czoło na dłoniach splecionych na kierownicy. Wiedział, co musi teraz zrobić. Pojechać do Yongguka i powiedzieć mu, co się dzieje. I wiedział też, że to zrobi, że będzie go to męczyło do końca życia i pewnie przez wyrzuty sumienia jego żona albo dzieci znajdą go kiedyś na lampie w jego gabinecie. Tak, zapewne tak to będzie wyglądało. Ale tak, jak zawsze, otrząsnął się i ruszył do bazy B.A.P.

***

Gdy tylko był na miejscu, zobaczył lidera B.A.P, który już na niego czekał, wyraźnie podirytowany. Chen oczywiście nie miał pojęcia dlaczego, więc postanowił się tym nie przejmować. Zamknął swoje auto i gdy tylko podszedł bliżej, dostał z prawego sierpowego.

– Miałeś zadzwonić! Gdzie do cholery masz pieniądze?

– N… nie mam – odpowiedział, trzymając się za policzek. W takich momentach żałował, że nie może uciec z resztą, że nie może spędzić więcej czasu z Sehunem czy z Minseokiem, którego uważał za naprawdę przystojnego chłopaka. Czasami sam się zastanawiał, dlaczego właśnie wybrał ten gang, a nie EXO skoro tamci zachowywali się jak jego rodzina, szanowali go, zamiast bić.

– Dowiedziałeś się chociaż czegokolwiek, czy schrzaniłeś sprawę do końca?

– Jadą do Daeseong-ri, zaraz otrzymam dokładny adres – powiedział. Coś zakółko go w sercu, ale tak jak w poprzadnich sytacjach tego typu, prędko odpędził od siebie swoje myśli. Wstał z podłogi i zrównał się z liderem. Ten z kolei jedynie klepnął go w ramię i wszedł do środka.

– Hej! Jongdaeah, możesz do mnie na chwilkę przyjść?! – usłyszał głos Daehyuna, który krzyczał do niego z okna. On był dla niego najmilszy, można było wręcz powiedzieć, że byli przyjaciółmi, dlatego właśnie, Chen kiwnął głową z małym uśmiechem na twarzy i pobiegł do odpowiedniego pokoju.

Nie potrafił ukryć zdziwienia, gdy usłyszała zadane mu pytanie, które dotyczyło nikogo innego jak Baekhyuna. Co lubi, czego się boi, o czym marzy. Oczywiście powiedział wszystko co wiedział, w końcu głównie taka była jego rola w tym gangu- by zdobywać informacje na temat EXO.

– Dlaczego o niego wypytujesz? Planujecie mu coś zrobić? – zapytał, wciąż nie do końca rozumiejąc podejście swojego kolegi, który słuchając uważnie tego co Chen mówił, miał na twarzy coraz większy uśmiech.

– Nic po prostu… myślę, że… chyba mi się podoba. – odpowiedział, rumieniąc się znacząco, bawiąc się kołdrą, którą był przykryty. Chen nigdy nie sądził, że w którymś z nich ujrzy chociaż trochę człowieczeństwa, ale w tamtym momencie, musiał przyznać, że jest z Daehyuna dumny. Uśmiechnął się szerzej i położył się obok niego, kładąc dłoń w miejscu, w którym pod pierzyną znajdowało się jego udo.

– Co spowodowało te uczucia, Hyunnie?

– Po prostu… jest taki słodki, a jednocześnie seksowny. Jeszcze starał się mnie bronić przed tym wysokim i …

– Chanyeol, ten wysoki to Chanyeol i prawie zgwałcił Baekka.

– Słucham?! Zabiję skurwiela!

– Daehyunnie spokojnie, do niczego nie doszło, teraz są już pogodeni – rzekł Chen, chichocząc cicho. Brakowało mu tego typu rozmów, więc bardzo cieszył się, że kolega tak bardzo się przed nim otworzył.

– Wiesz… mi z kolei… nie wiem czy powinienem…

– No mów Jongdae, skoro ja już tylko ci powiedziałem!

– Ja… chyba zakochałem się w Minseoku, pomimo tego, że wiem, że nigdy nie będę miał możliwości na bycie z nim w związku. To się nie uda, dobrze to wiesz, Dae. Tak samo jak to, że ciebie Baekhyun też nie zaakceptuje – rzekł. Po chwili dostał smsa od Luhana. Znów stanął przed dylematem: podać adres Yonggukowi i narazić EXO na śmierć, czy usunąć wiadomość i zapewne zginąć z rąk B.A.P. Ścisnął telefon w dłoni. – Zaraz przyjdę.

Poszedł do salonu, gdzie Yongguk z Junhongiem najwyraźniej zbierali się do wyjścia. Chen nie powiedział ani słowa, po prostu podał im komórkę. Lider uśmiechnął się i poklepał go po plecach.

– Himchan właśnie zadzwonił, powiedział, że są przed szpitalem

– Wszyscy?! – tutaj Jongdae się zdziwił. I przestraszył. To by było naprawdę głupie z ich strony.

– Nie. Luhan i Minseok, akurat wychodzili. Stwierdził, że ich tam zatrzyma. To wspaniała okazja. Nie zmarnujemy jej chyba? – Chen pokręcił głową. Nie był w stanie nic powiedzieć, nawet, gdy Yongguk wcisnął mu pistolet w dłonie. Bał się sobie wyobrazić, co tam się będzie działo. Ale pojechał. Bo przecież EXO go nie obchodziło, prawda?

***

Luhan stał oparty o swój samochód. Ciągle nerwowo patrzył na zegarek. Lekarze mówili, że operacja będzie długa, ale on ciągle czekał. Poza tym nie pozwolili mu jeszcze zabrać Sehuna, chociaż był już przytomny i można było z nim porozmawiać.

– Seokkie, ale dlaczego?

– Hm?

– Dlaczego nie mógł z nami jechać? – zanim Minseok zdążył odpowiedzieć mu na to pytanie, obaj zobaczyli znajome samochody. Nie mogli powiedzieć, że ten widok im się spodobał. Luhan sięgnął do kieszeni, chyba serce mu na chwilę stanęło, gdy nie wyczuł tam pistoletu. Ale miał telefon. Szybko wysłał smsa do Krisa, chociaż ten był już w drodze do domu cioci Chanyeola.

– No proszę, a gdzie reszta? – Yongguk wysiadł z samochodu i rozejrzał się, udając zaskoczenie. – Jesteście tu sami? Tylko wasza dwójka? Nie boicie się? – spytał, robiąc kilka kroków w ich kierunku. Już wiedział, że nie byli uzbrojeni. Chen ciągle siedział w swoim aucie, mając nadzieję, że Luhan jeszcze go nie zobaczył. Nagle Himchan otworzył drzwi i dosłownie wyciągnął go z pojazdu, po czym popchnął na ziemię, tak, żeby Luhan i Minseok go zobaczyli.

– Dae…

– Pewnie jesteście zdziwieni, co? – Yongguk znowu zaczął mówić, nie zwracając uwagi na zszokowane spojrzenia członków EXO. – Ten tutaj mówił nam wszystko o tym, co robicie. Gdzie jedziecie, po co jedziecie, z kim jedziecie, ilu was jest, zawsze. Pamiętacie, jak ukradliśmy wam pieniądze pierwszy raz i zabiliśmy Tao? To też jego zasługa – wymienił, nie wiedząc, że Tao ciągle żyje. Chen akurat o tym nie wspomniał, kiedy im opowiadał, co tam się stało. Ten jeden mały szczegół jednak nie zmienił tego, jak Luhan i Minseok go teraz postrzegali. Jongdae stał przed nimi, ale patrzył na swoje buty. Nie miał odwagi spojrzeć im w oczy po tym wszystkim.

– Nie… nie wierzę… – Luhan pokręcił głową. Miał już łzy w oczach, bo naprawdę uważał Chena za swojego przyjaciela. Yongguk westchnął dramatycznie i kopnął Jongdae w plecy, zaskakując tym chyba wszystkich. Potem mocno nadepnął na jego klatkę piersiową, na chwilę zabierając mu oddech.

– Tak, to zdradziecka świnia. Nam już nie jest potrzebny. Pozwolicie? – gdy ani Minseok, ani Luhan nie odpowiedzieli, podniósł go za koszulkę z ziemi i uderzył pięścią w twarz. Członkowie EXO z szoku nie mogli się nawet ruszyć, nawet, gdy Himchan i Junhong ruszyli w ich stronę. Sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie.

– LUHAN! – usłyszeli krzyk Krisa, nieco zagłuszony przez dźwięk silnika. Jechał na pełnym gazie w kierunku B.A.P i nie miał zamiaru się zatrzymać, jeśli dostałby taką okazję, to rozprawiłby się z nimi raz na zawsze. Niestety, Himchan, Jun i Yongguk zdążyli w porę odskoczyć, jednak zachowali zimną krew i wyciągnęli broń. Chińczyk zastawił swoim samochodem kolegów, którzy już się otrząsnęli. Minseok zapakował Chena do swojego auta i ruszył, Luhan zaraz za nim, Kris pojechał ostatni. Tym razem B.A.P nawet nie próbowało ich gonić. Jechali za szybko, nawet nie zdążyli wsiąść do swoich aut, a EXO już było poza zasięgiem ich wzroku.

– Hyung? Hyung, jak ty to zrobiłeś? – zapytał Luhan, gdy założył sobie na ucho słuchawkę, przez którą zawsze się porozumiewali.

– Jechałem ostatni, jakoś zdążyłem. Jedźcie szybciej, Lu – usłyszał w odpowiedzi.

– Nie gonią nas, dlacze…

– Dostałem, im szybciej zobaczy to Hyunwoo, tym lepiej. Jedź.

– Hyung…

– Mogę zemdleć za jakieś 15 minut, Luhan, błagam cię, szybciej – starszy Chińczyk nie pytał już o nic więcej. Przekazał informację Minseokowi i obaj przyspieszyli. Zupełnie zapomnieli o Chenie, który leżał na tylnych siedzeniach samochodu Minseoka i rozmyślał nad tym, co teraz z nim zrobią. No bo w końcu kiedyś będą musieli sobie o nim przypomnieć.

To Seok uświadomił sobie jako pierwszy jego obecność.

– Możesz mi to wyjaśnić? – zapytał oczywiście z zaciśniętymi zębami. Żadnej odpowiedzi jednak nie otrzymał. Chen zamknął się w sobie, głównie dlatego, że myślał o wszystkim co właśnie miało miejsce. Ufał Yonggukowi, a pomimo tego, nic od niego w zamian nie dostał. Był marionetką i teraz czuł się okropnie, wiedząc, że naraził EXO na niebezpieczeństwo.

Długo jednak rozmyślać na ten temat nie mógł, ponieważ zobaczył w tylne szybie samochód wrogiego dla EXO gangu. Spojrzał na słodką twarz towarzysza i tym razem bez zastanowienia się, myślał, jak ma mu pomóc, by go nie złapali.

– Minseok, otwórz mi drzwi.

– Słucham?

– Zaraz cię złapią, nie widzisz? Otwórz drzwi! Wyskoczę z samochodu, szok ich spowolni – wyjaśnił swój plan, już trzymając klamkę. Nie sądził, że po tym co zrobił, Xiumin się sprzeciwi i wyzwie go od głupków. Otwarcia drzwi się więc nie doczekał, przez co po chwili samochody B.A.P ich otoczyły.

– Xiu… Skup się na YongGuku. Ze strony Daehyuna nic ci nie grozi, więc nim nie musisz się przejmować. Wiem, że to trudne, ale…zaufaj mi ten ostatni raz i jak powiem, żebyś uciekał, to to zrób, jasne?

– Chyba nie sądzisz, że cię tu zostawię – chłopak oburzył się i zadecydował, że obaj powinni wyjść i jakoś to przetrwać. Luhan jadący drugim samochodem starał się manewrować, rozpychać B.A.P na boki, by zrobić Krisowi i Minseokowi więcej miejsca. Nawet dobrze sobie radził. Żaden z nich się nie spodziewał, że w ucieczce pomoże im policja. Nikt nie wiedział, skąd się tam wzięli, pewnie pojechali zaraz za B.A.P. Teraz skupiali się prawie wyłącznie na nich, pozwalając EXO uciec. Nie znaczyło to, że ich nie gonili, ale w ich przypadku poddali się znacznie szybciej. Luhan, Minseok i Kris ruszyli w stronę obrzeży miasta, a Yongguk, Junhong i Himchan zawrócili, przez co policja pojechała za nimi.

– O matko… – Xiumin odetchnął z ulgą i przetarł czoło dłonią. Spojrzał w lusterko, na Chena siedzącego na drugim siedzeniu. Przestał mu ufać, co trochę go bolało, bo naprawdę chłopaka lubił. – Kris? Trzymasz się tam?

– Mhm…

– Chyba ledwo, co? Zatrzymaj się, przełożymy cię do mojego samochodu, twój weźmie Jongdae – rzekł, ciekawy reakcji lidera. Otrzymał głośną i stanowczą odmowę, argumentowaną tym, że “nie ma czasu”. Udało mu się wytrzymać całą drogę do posiadłości, do środka Minseok musiał pomóc mu wejść. Luhan z przerażeniem stwierdził, że przednie siedzenie i podłoga w samochodzie Krisa są całe we krwi.

– Um… Hyunwoo?!

– Wiem, widzę! – lekarz wybiegł z domu i pomógł Minseokowi z Krisem. Jednak pojechał z nimi, bo miał dziwne przeczucie, że po drodze coś się stanie. Wziął tyle sprzętu, ile tylko mógł, ale całego nie był w stanie zabrać. Już od początku wiedział, że jeśli któryś z nich zostałby poważnie ranny, to byłoby trudno mu pomóc. Dlatego teraz był zmartwiony. I zdenerwowany.

Tao pierwszy podszedł zobaczyć, co się stało, gdy tylko ta trójka weszła do środka. Miał już złe przeczucie, gdy zauważył, że jego ukochany ledwo trzyma się na nogach. Potem Minseoka, przyciskającego dłoń do jego krwawiącego boku. Wtedy w ogóle spanikował.

– Co się stało?! – krzyknął, podchodząc do nich. Chciał jakoś pomóc, nie wiedział tylko, jak i czy musi pomagać, w końcu Hyunwoo najlepiej wie, co robić.

– B.A.P się stało. Zaatakowali nas przed szpitalem, Kris nas zasłonił… ale nie wiedziałem, że jest tak źle – rzekł Luhan. Sam też cały się trząsł, zwłaszcza, gdy uświadomił sobie, że zostawili tam Sehuna. Poszedł jednak do salonu, gdzie dowiedział się, że Hyunwoo zamknął się z Krisem w jednym pokoju. Postanowił pocieszyć Tao, choć wiedział, że nic z tego nie wyjdzie, bo gdy młodszy był załamany, to nic nie było w stanie poprawić mu humoru. Lekarz wyszedł godzinę później, a jego mina nie wskazywała na nic dobrego. Tao już na niego nie patrzył.

– Nie będę was oszukiwał. Ta noc będzie najważniejsza, jeśli ją przeżyje, to jego stan będzie się tylko poprawiał. Zaznaczam: jeśli. Bo szanse ma pół na pół – rzekł, kładąc dłoń na ramieniu młodszego Chińczyka. Wtedy ten już nie wytrzymał. Rozpłakał się, a Luhan go przytulił.

– Jak to jest… ja wytrzymałem 4 kule, a on po jednej jest w takim stanie… – Hyunwoo chciał mu to fachowo wytłumaczyć, ale stwierdził, że nie powinien się w takim momencie odzywać. W salonie zapanowała cisza, przerywana tylko płaczem Tao. Chociaż teraz wszyscy chcieli płakać. Nawet Chen. O którym Minseok ciągle pamiętał.

– Jongdae.

– T-tak…?

– Porozmawiajmy.

~ - autor: modzianchan w dniu 13 grudnia, 2013.

Komentarzy 5 to “[CH10] Race against time.”

  1. wow, tego się nie spodziewałam po Jongdae… mimo, że to mój ultimate bias to w tym opowiadaniu… WOW. NIESAPOWITE
    Mam nadzieję, że Seokkie jakoś mu wybaczy, bo widać, że chłopak żałuje.. no cóż, pozostaje mi tylko czekać na następny chapter i życzyć powodzenia! ~

  2. ło mateczkooo
    Czo ten Czen. Nie no nie myślałam, że zrobisz z niego taką okropna szmatę ;-; Przyznam, ze kiedy się tak cały czas wahał, myślałam, że w końcu jednak nie wyda EXO. Mój Sehunik zostawiony samiutki ;; I tylko niech nikt nie zginie i niech im się już wszystko uda, bo za bardzo przeżywam XD

  3. Nieeeeeeee Kris, wae, wae, wae ?!?! Nie umrzesz wiem to ! Tao będzie z tobą i … nie wiem jak to zrobi, ale zrobi tak, że będziesz zdrowiał ! Ja Wam dam mój paring mi tu rozwalać *kiwa palcem* ;___; Chen … tego się całkowicie nie spodziewałam O__o przecież to było pewne, że Bang cię tak potraktuje, zdrajco jeden T.T Minseokkie ci wybaczy ;3 Rozdział mega, ultra, hiper, co widać chyba po moich emocjach w komentarzu xD Cieszę się, że tak szybko *w*
    Jia yo ~ ! (nie rozwalaj mi paringu, błagam TT__TT xD)

  4. To było wow *.* i było długie ❤ jak zwykle genialne :3 Naprawdę nie spodziewałam się tego po Chen'nie… I coś mam wrażenie, że szykujee się nowa para ^^ Płacz Tało zwnou mnie wzruszył… Tało zresztą zawsze wywołuje u mnie skrajne emocje. Mam nadzieję, że Kris wyjdzie. Z tego cało bo opowiadanie bez Taorisa zrobiłoby się strasznie puste.

    Hwaiting! ❤ Już nie mogę doczekać się kolejnych części waszycch opowiadań! ^^

    ~ affection-shock.blogspot.com

Dodaj komentarz

 
EXO Poland Fanfiction

Blog poświęcony polskim opowiadaniom o EXO

EXO Poland

Blog polskiego fanklubu EXO

B.A.P Poland

Pierwszy polski fanpage poświęcony B.A.P